reżyseria - John Carpenter
scenariusz - Bill Lancaster
obsada - Kurt Russell, Wilford Brimley, Joe Polis, T.K. Carter, Keith David, David Clennon, Thomas G. Waites, Richard Masur, Doald Moffat, Richard Dysart, Peter Maloney, Charles Hallahan
kraj produkcji - USAźródło - blu-ray (Universal Pictures UK)
Spokój dwunastki amerykańskich naukowców, przebywających w bazie na Antarktydzie, zakłóca pojawienie się norweskiego helikoptera, z pokładu którego ktoś próbuje zabić uciekającego przed nim psa. Ten szuka schronienia na terenie bazy. Na skutek roztargnienia ginie jeden z Norwegów, drugi wykrzykuje coś w swoim języku wymachując bronią. Ostatecznie zostaje zabity przez jednego z Amerykanów. Ci przygarniają ocalałego psa nie wiedząc, że tak naprawdę jest to inteligentna forma życia z kosmosu, potrafiąca imitować żywe organizmy.
Oj, długo mi przyszło czekać na ponowny seans tego klasyka. Bałem się, ze po kilkunastu latach przeżyję rozczarowanie, ale na szczęście tak się nie stało. Wręcz przeciwnie. Adaptacja noweli Johna W. Campbella pt. Who Goes There? (mylnie uważanej za remake ISTOTY Z INNEGO ŚWIATA z 1951-ego roku), to dla mnie dzieło absolutne i jeden z dwóch najlepszych filmów Carpentera (drugi to oczywiście HALLOWEEN). Żaden z jego późniejszych filmów nie zrobił na mnie takiego wrażenia. Nie znalazłem tu żadnych wad, dlatego przejdę od razu do zalet.
Jak zwykle trzeba zacząć od fabuły, która już od pierwszych minut filmu wciąga i nie odpuszcza aż do samego finału. Carpenter po mistrzowsku stopniuje napięcie, które nie raz osiąga bardzo wysoki poziom. Wystarczy wspomnieć o scenie pierwszego kontaktu z "czymś" w psiarni, czy sekwencji badania krwi mającej na celu odróżnienie człowieka od jego imitacji. Bohaterowie wiedzą tyle co widz i praktycznie nie wiadomo, kto i kiedy okaże się "diabłem" w ludzkiej skórze.
A gdy już do tego dochodzi, jesteśmy świadkami niesamowitych efektów specjalnych, które praktycznie się nie zestarzały. Formy jakie przybiera obcy są przerażające, ale i zarazem groteskowe. Momentami wzbudzają obrzydzenie. Swego czasu film był krytykowany właśnie za przerost formy nad treścią. Zupełnie niesłusznie, czego dowód mamy teraz - wiele efektów jest uznawanych za jedne z najlepszych w historii kinematografii. Dobrze, że nie istniało wtedy CGI.
Na muzykę zwracam uwagę kiedy mnie drażni, albo gdy odpowiednio buduje atmosferę filmu. Tu mamy niesamowity motyw muzyczny Ennio Morricone (jak można go było nominować do Złotej Maliny w kategorii najgorsza muzyka?!), na którego powstanie miał chyba duży wpływ Carpenter. Znający kompozycje reżysera z pewnością też to zauważyli.
I słówko o aktorach. Nie jestem w stanie wskazać tu najsłabszego ogniwa. Wszyscy zagrali perfekcyjnie. Nie sposób zwątpić w ich reakcje i postępującą paranoję. Rzadko ogląda się w horrorach tak zgrany i równy team aktorski.
Rzadko też ogląda się tak rewelacyjne kino grozy. Jak wspomniałem na początku, powtórny seans COŚ urządziłem kilkanaście lat po pierwszym jego obejrzeniu. Drugi raz tego błędu nie popełnię.
Polecam ten film każdemu, kto lubi obejrzeć klasykę i tym, którym trudno się do niej przekonać. Może zmienią zdanie i zaczną znajomość z innymi produkcjami XX-ego wieku?
10/10
PLUSY:
- fabuła
- klimat niepokoju, napięcie
- rewelacyjne efekty
- zdjęcia
- muzyczny motyw przewodni
- gra aktorska
- i każda minuta filmu
MINUSY:
- nie dostrzegłem
Fajny blog:) Już dodałam do ulubionych u siebie http://horror-buffy1977.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Dzięki! Choć widzę pełno rzeczy do poprawienia :)
OdpowiedzUsuń