reżyseria - Lewis Teague
scenariusz - Ted Humphrey
obsada - Luke Perry, Dan Cortese, Olivia d'Abo, Dorian Harewood, Polly Shannon, David Hewlett
kraj produkcji - USA
źródło - tv (Sci-Fi Universal)
Stu z narzeczoną i dwójką przyjaciół wybiera się na rejs po Morzu Karaibskim. Na miejscu okazuje się, że nie stać go na wynajęcie pięknej łodzi i wszyscy są zmuszeni na podróż podniszczoną łajbą z dwuosobową załogą. Gdy trafiają w okolice Trójkąta Bermudzkiego, z gęstej mgły wynurza się wielki transatlantyk, który zaginął kilkadziesiąt lat temu. Prawo morskie mówi, że każdy znaleziony statek na wodach międzynarodowych, staje się własnością tego, kto go znalazł. Mający problemy finansowe Stu nie ma więc większych oporów, by wejść na jego pokład, a za nim rusza reszta pasażerów łodzi.
Zagadka Trójkąta Bermudzkiego po dziś dzień nie została wyjaśniona i pewnie dlatego co jakiś czas powstają filmy wykorzystujące to zjawisko paranormalne. Tu jest ono tylko punktem wyjścia do opowieści z dreszczykiem, której reżyserem został Lewis Teague (ALIGATOR, CUJO, OKO KOTA). Jest to produkcja telewizyjna, co widać na każdym kroku. Historia jest tak skonstruowana, by nie było potrzeby popisywania się efektami specjalnymi. Również nieliczne morderstwa, których jesteśmy świadkiem, rozgrywają się gdzieś poza kadrem, a my możemy oglądać jedynie wystygnięte zwłoki. Pojawia się również niestraszny duch, który doprowadza do śmierci jednego ze zwiedzających statek widmo.
Główną osią fabuły jest szaleństwo w jakie popada żądny bogactw Stu. Nie dostajemy jednak odpowiedzi na pytanie, co go opętało. Jeszcze na lądzie wraz z kumplem byli świadkami jakiegoś obrzędu voodoo i rzuconej (być może) na nich klątwy, ale mógł to być również duch kogoś zmarłego na statku. Myślę, że to podstawowy błąd scenarzysty, że chciał upiec kilka pieczeni na jednym ogniu. Skoro już mamy Trójkąt Bermudzki i nawiedzony statek, to po cholerę pchać jeszcze do tego kapłanów voodoo? Dobrze, że chociaż finał dostarcza trochę emocji.
Ekipa aktorska to dość znane twarze, ale kojarzące się właśnie głównie z telewizją. Luke Perry (BUFFY - POSTRACH WAMPIRÓW, JADOWITY WRÓG) stara się jak może, by wyglądać złowieszczo, ale niestety nie ma do tego odpowiednich predyspozycji. Nie jest to wina jego złego aktorstwa, po prostu nie pasuje do takich ról (a dla większości z widzów i tak na zawsze pozostanie Dylanem z Beverly Hills). Dość bezbarwnie wypadła postać grana przez Dana Cortese (raczej to wina scenarzysty), za to David Hewlett (CUBE, ISTOTA, SCANNERS II, PIN) w roli fajtłapowatego Gusa, spisał się na medal. Są też dwie panie, z których to Olivia d'Abo przyciąga większą uwagę. Polly Shannon (HYDRA) stoi gdzieś z boku, ale jej grze nic nie mogę zarzucić. Ogólnie wszyscy grają na dobrym, wyrównanym poziomie.
Jeżeli podejdziecie do tego filmu, jak do thrillera z elementami nadprzyrodzonymi, to może spędzicie całkiem miły wieczór. Horrorem trudno to nazwać - za mało krwi i odpowiedniego klimatu. Przestraszyć też wam się nie zdarzy. Szkoda, że twórcy nie przyostrzyli trochę fabuły. A tak TRÓJKĄT BERMUDZKI to oglądalne, ale przeciętne telewizyjne patrzydło, o którym następnego dnia raczej zapomnicie.
PLUSY:
- Trójkąt Bermudzki plus statek widmo
- wyrównane aktorstwo
- możliwy finał
- jakoś się ogląda
MINUSY:
- długo się rozkręca
- niepotrzebne voodoo
- przestarzałe efekty specjalne
- Luke Perry jako zły koleś? - to się nie mogło udać
- zabójstwa poza kadrem
Zagadka Trójkąta Bermudzkiego po dziś dzień nie została wyjaśniona i pewnie dlatego co jakiś czas powstają filmy wykorzystujące to zjawisko paranormalne. Tu jest ono tylko punktem wyjścia do opowieści z dreszczykiem, której reżyserem został Lewis Teague (ALIGATOR, CUJO, OKO KOTA). Jest to produkcja telewizyjna, co widać na każdym kroku. Historia jest tak skonstruowana, by nie było potrzeby popisywania się efektami specjalnymi. Również nieliczne morderstwa, których jesteśmy świadkiem, rozgrywają się gdzieś poza kadrem, a my możemy oglądać jedynie wystygnięte zwłoki. Pojawia się również niestraszny duch, który doprowadza do śmierci jednego ze zwiedzających statek widmo.
Główną osią fabuły jest szaleństwo w jakie popada żądny bogactw Stu. Nie dostajemy jednak odpowiedzi na pytanie, co go opętało. Jeszcze na lądzie wraz z kumplem byli świadkami jakiegoś obrzędu voodoo i rzuconej (być może) na nich klątwy, ale mógł to być również duch kogoś zmarłego na statku. Myślę, że to podstawowy błąd scenarzysty, że chciał upiec kilka pieczeni na jednym ogniu. Skoro już mamy Trójkąt Bermudzki i nawiedzony statek, to po cholerę pchać jeszcze do tego kapłanów voodoo? Dobrze, że chociaż finał dostarcza trochę emocji.
Ekipa aktorska to dość znane twarze, ale kojarzące się właśnie głównie z telewizją. Luke Perry (BUFFY - POSTRACH WAMPIRÓW, JADOWITY WRÓG) stara się jak może, by wyglądać złowieszczo, ale niestety nie ma do tego odpowiednich predyspozycji. Nie jest to wina jego złego aktorstwa, po prostu nie pasuje do takich ról (a dla większości z widzów i tak na zawsze pozostanie Dylanem z Beverly Hills). Dość bezbarwnie wypadła postać grana przez Dana Cortese (raczej to wina scenarzysty), za to David Hewlett (CUBE, ISTOTA, SCANNERS II, PIN) w roli fajtłapowatego Gusa, spisał się na medal. Są też dwie panie, z których to Olivia d'Abo przyciąga większą uwagę. Polly Shannon (HYDRA) stoi gdzieś z boku, ale jej grze nic nie mogę zarzucić. Ogólnie wszyscy grają na dobrym, wyrównanym poziomie.
Jeżeli podejdziecie do tego filmu, jak do thrillera z elementami nadprzyrodzonymi, to może spędzicie całkiem miły wieczór. Horrorem trudno to nazwać - za mało krwi i odpowiedniego klimatu. Przestraszyć też wam się nie zdarzy. Szkoda, że twórcy nie przyostrzyli trochę fabuły. A tak TRÓJKĄT BERMUDZKI to oglądalne, ale przeciętne telewizyjne patrzydło, o którym następnego dnia raczej zapomnicie.
4/10
PLUSY:
- Trójkąt Bermudzki plus statek widmo
- wyrównane aktorstwo
- możliwy finał
- jakoś się ogląda
MINUSY:
- długo się rozkręca
- niepotrzebne voodoo
- przestarzałe efekty specjalne
- Luke Perry jako zły koleś? - to się nie mogło udać
- zabójstwa poza kadrem
Nie sądzę aby ten film przypadł mi do gustu, więc raczej sobie odpuszczę.
OdpowiedzUsuń