reżyseria - Jamie Blanks
scenariusz - Donna Powers, Wayne Powers, Gretchen J. Berg, Aaron Harberts
obsada - Denise Richards, David Boreanaz, Marley Shelton, Jessica Capshaw, Jessica Cauffiel, Katherine Heigl, Hedy Burress, Fulvio Cecere, Daniel Cosgrove, Johnny Whitworth, Woody Jeffreys, Ty Olsson
kraj produkcji - USApremiera w Polsce - 07.02.2002 (dvd, rental)
źródło - dvd (Warner, PL)
Kate, Paige, Dorothy i Lily dowiadują się o śmierci swej przyjaciółki, Shelley. Wkrótce potem wszystkie dostają makabryczne walentynki podpisane inicjałem J.M. Czy wysłał je Jeremy Melton, który w czasach szkolnych został wyśmiany przez przyjaciółki?
WALENTYNKI miały spory potencjał, by być bardzo dobrym slasherem. Niestety coś się nie udało, a film rozczarowuje w najważniejszych aspektach. Owszem, fabuła ciekawi, choć do oryginalnych nie należy (w ULICACH STRACHU, poprzednim filmie Jamiego Blanksa też był obecny motyw zemsty). Gorzej z dialogami, które wydały mi się drętwe i momentami banalne. A mamy przecież do czynienia z bohaterkami starszymi, niż w większości tego typu produkcji.
Najważniejszą rzeczą w horrorach jest jednak odpowiedni suspence i wizualizacja scen mordów. W obu przypadkach jest dość średnio. Na pewno porażką jest oprawa muzyczna, która niezbyt dobrze ilustruje to, co dzieje się na ekranie. Nie pomaga w budowaniu napięcia, choć wiele scen aż się prosiło o większe udynamicznienie.
Jeżeli chodzi o zabójstwa, to są umiarkowanie krwawe. Sposób zabijania ofiar przez mordercę jest raczej mało widowiskowy, a prolog filmu jest chyba jednym z najsłabszych z ówczesnych slasherów (Shelley leży i czeka naśmierć). Zabawne jest to, że najlepszą sceną filmu jest ta z udziałem byłej dziewczyny chłopaka Dorothy - Ruthie, która walczy z napastnikiem, chowa się, a ostatecznie znów walcząc o swe życie - tu bez niespodzianki - ginie. Jest to też ten rodzaj bohaterki, który lubię, ale takowe postaci giną zazwyczaj w środku filmu.
Aktorkami grającymi pierwsze skrzypce w WALENTYNKACH są Marley Shelton (PLANET TERROR, KRZYK 4) i Denise Richards. Do pierwszej nie można się przyczepić, ale Denise jest jak zwykle drewniana. Dobrze, że chociaż jest na czym oko zawiesić, a scena w jacuzzi, mimo że aktorka zepsuła ją nawet sztucznymi ruchami ciała (majestatyczne sięgnięcie po kieliszek szampana), należy do jednych z najciekawszych w filmie. Grający Adama, chłopaka Kate - David Boreanaz, też nie należy do najlepszych aktorów i spisał się zaledwie poprawnie. Za to pochwały należą się Jessice Capshaw i Jessice Cauffiel (ULICE STRACHU 2), do których gry nie można mieć żadnych zastrzeżeń.
Miłośnikom slasherów filmu nie muszę chyba polecać, bo oni łykają wszystko z tego gatunku. Innym zalecałbym pewną ostrożność, gdyż jak na horror jest tu za mało napięcia i fajnych zabójstw. Zaskakująco dobrze jednak się to ogląda i jeżeli przymrużycie oczy na pewne niedociągnięcia, możecie się nieźle na tym filmie bawić. Nawet w Dzień Zakochanych.
6,5/10
PLUSY:
- mało odkrywcza, ale ciekawa fabuła
- uroda bohaterek
- scena w saunie
- scena w jacuzzi
- dobrze się ogląda
MINUSY:
- drętwe dialogi
- "niedopasowana" muzyka
- za mało napięcia
- za mało strachu
- niezbyt atrakcyjne sceny zabójstw
A ja tam bardzo lubię ten film. Typowy teen-slasher, który ma wszystko, moim zdaniem, co taki film mieć powinien. Cieszę się, że zwróciłeś uwagę na scenę w jacuzzi - rzadko zdarzają się w slasherach tak oryginalne sceny mordów i moim zdaniem jest to najmocniejszy moment filmu - przebija nawet zakończenie:)
OdpowiedzUsuńAleż ja też go bardzo lubię. Oglądałem go już z pięć razy. Jest jednak kilka rzeczy, które mi bardzo przeszkadzają (ale nie na tyle by nie powtarzać z tego powodu seansu). Zakończenie rzeczywiście jest niezbyt ciekawe. U mnie scena w jacuzzi plasuje się za sceną w saunie (lubię długie ucieczki ofiar), ale pod względem wizualnym (oranżeria plus błękit wody w jacuzzi i Denise w czarnym kostiumie z czerwoną różą w ręku) zdecydowanie wygrywa.
OdpowiedzUsuń