reżyseria - Michael J. Bassett
scenariusz - Michael J. Bassett
obsada - Adelaide Clemens, Kit Harington, Carrie-Anne Moss, Sean Bean, Martin Donovan, Radha Mitchell, Malcolm McDowell, Deborah Kara Unger, Roberto Campanella, Erin Pitt, Peter Outerbridge
kraj produkcji - Francja / USA / Kanada
światowa premiera - 25 października 2012
polska premiera - 2 listopada 2012
źródło - kino
Heather Mason razem z ojcem Harrym przenoszą się z miejsca na miejsce uciekając przed wyznawcami tajemniczego kultu, który chce sprowadzić dziewczynę z powrotem do miasteczka Silent Hill. Coraz częściej Heather dopadają przerażające wizje, którego źródła nie jest w stanie sobie wytłumaczyć. Wkrótce Harry zostaje porwany przez członków sekty i dziewczyna będzie musiała udać się do miejsca, przed którym tak zawzięcie ojciec ją chronił.
Choć SILENT HILL Christophe Gansa nie zawojował światowych box office'ów, to nie ulegało wątpliwości, że prędzej czy później powstanie jego sequel. Jego produkcja napotykała jednak wiele problemów. Zdjęcia co rusz przekładano, ale koniec końców fani gry i oryginalnego filmu po sześciu latach doczekali się kontynuacji historii o posępnym miasteczku Silent Hill. Czy warto było czekać?
Przede wszystkim zmienił się reżyser i zarazem scenarzysta filmu, co się od razu czuje. Wizja znanego z krwawych brytyjskich horrorów Michaela J. Bassetta nie jest już tak klimatyczna jak w filmie z 2006-ego roku, ale swój urok ma. Tytułowe miasteczko zostało odwzorowane bezbłędnie pod względem scenograficznym, a niektóre lokacje jak np. znany z trzeciej części gry posępny lunapark, potrafią zrobić przerażające wrażenie. Miasteczkowe bestiarium też mi się podobało. Oprócz znanego z pierwszej części majestatycznego Piramidogłowego i milczących pielęgniarek (w lepszej niż w "jedynce" scenie) pojawia się tu m.in. pająk, który jak dla mnie jest jedną z przyjemniejszych niespodzianek tego sequela. Jego szkielet zbudowany jest z części manekinów, w których uwięzione są ciała ofiar potwora. Jego pogoń za Heather pomiędzy magazynowymi półkami jest jedną z najbardziej trzymających w napięciu scen, których w APOKALIPSIE jest całkiem sporo.
W przeciwieństwie do oryginału film Bassetta straszy w dość standardowy sposób wykorzystując masę jump scenek, przy których nie sposób nie poderwać się z fotela. Nie znaczy jednak, że zabrakło tu klimatu z jedynki. Owszem, i ten się tu znalazł, ale jakoś ginie w zalewie szybko rozpisanych scen akcji, które nie pozwalają widzowi się nudzić. Sami oceńcie jaki sposób straszenia wolicie, bo ja akurat nie wybrzydzam, o ile to wszystko podparte jest dobrym scenariuszem. A ten w APOKALIPSIE nie do końca zadawala. Przede wszystkim nie pasowały mi tu relacje Heather z nowo poznanym kolegą Vincentem. Więź, która między nimi się tworzy i włożone w ich usta toporne dialogi skręcają niebezpiecznie fabułę w stronę banalnego młodzieżowego horroru. Całe szczęście, że nie jest to wątek dominujący w filmie. Nie spodobał mi się również finał. Nie przepadam bowiem za takim rozwiązaniem akcji, w którym główna postać biernie uczestniczy, a takowa rzecz zachodzi niestety w APOKALIPSIE.
Jako że film powstał we wszędobylskim trójwymiarze, to wspomnę tylko że jest to najlepszy i najlepiej wykorzystujący technikę 3D horror, który pojawił się w tym roku w kinach. Co rusz coś wychodzi z ekranu: a to ostrze władającego nim monstrum, a to manekinowa głowa pająka... Osiągnięto też zadawalający efekt głębi, który potęguje złowrogi nastrój podczas ataków Ciemności.
Aktorsko film stoi na przyzwoitym poziomie. Rolę Heather gra tu Adelaide Clemens i myślę, że poradziła sobie ona dobrze z powierzonym jej zadaniem. Gorzej z grającym Vincenta Kitem Harringtonem, który jest zdecydowanie najsłabszym aktorskim ogniwem APOKALIPSY. Powracają postaci grane przez Seana Benna, Deborah Karę Unger i Radhę Mitchell, ale ich udział (a zwłaszcza Radhy) został ograniczony do minimum. Nową twarzą (wstyd przyznać - nie poznałem jej) jest tu Carrie-Anne Moss, która zagrała siostrę znanej z "jedynki" przywódczyni sekty. Nic nie ujmując jej grze, to jednak Alice Kriege robiła lepsze wrażenie jako bezwględna fanatyczka, a postać grana przez Moss wydała mi się za bardzo papierowa. Kończąc temat aktorski wspomnę tylko o udziale w filmie Martina Donovana i Malcolma McDowella, którzy z małych rólek wyciągneli ile się dało.
Podsumowując: REWELACJE może nie są tym, o czym marzył każdy miłośnik oryginału, ale sam w sobie jest całkiem interesującym dziełem, które nie przynosi ujmy uznanej marce jaką jest SILENT HILL.
6,5/10
PLUSY:
- nieznacznie słabszy od poprzednika
- konsekwentna kontynuacja wątków z oryginału
- scenografia i projekty potworów wciąż na wysokim poziomie
- dobra praca operatorska
- szybka akcja
- dobre 3D
MINUSY:
- zatracił się gdzieś klimat znany z filmu Gansa
- młodzieżowe wątki
- postać Vincenta
- rozczarowujący finał
Oj, nie zgodzę się ;)
OdpowiedzUsuńIMO znacznie słabszy od poprzednika, fabuła sklejona jest byle jak - bardziej przypomina sam gameplay niż cokolwiek innego. Nie wspominając już o kwestiach, które miałyby rację bytu w przypadku gry komputerowej, w filmie niekoniecznie. A czy aktorzy dają radę... odniosłam wrażenie, że nawet nie mają okazji by porządnie zagrać.
Zgodzę się, że od strony wizualnej majstersztyk. Tyle że efekty specjalne i cała ta oprawa powinny być dodatkiem do fabuły, nie na odwrót :/
Pozdrawiam :)