reżyseria - Mark L. Lester
scenariusz - Mark Sevi
obsada - Cameron Daddo, Coolio, Amy Sloan, George Calil, Ivo Cutzarida, Steve Braun, Mircea Monroe, Jessica Ferrarone, Danna Lee, Howie Lotker, Duke Faeger, Todd Kramer, David Nykl
kraj produkcji - USA
światowa premiera - 12 lipca 2005
polska premiera - 29 czerwca 2006
źródło - dvd (Vision, PL)
Trzęsienia ziemi spowodowały pojawienie się niewielkich pęknięć we wnętrzu nieczynnego wulkanu gór Ararat. Profesor Lovecraft wraz z grupą swoich studentów zamierza zbadać to miejsce w nadziei na znalezienie skamieniałości. Niestety ekspedycja naukowa zostaje zaatakowana przez krwiożercze pterodaktyle, które wykluły się z jaj uwolnionych przez wstrząsy ziemi. Teraz Lovecraft będzie musiał się zdecydować co jest dla niego ważniejsze - gady z minionej epoki, czy bezpieczeństwo jego ekipy.
PARK JURAJSKI Spielberga wywołał modę na prehistorię, a niemal każde dziecko marzyło o znalezieniu pod choinką modelu dinozaura. Ostatni film z serii pojawił się w 2001 roku i od tego momentu co jakiś czas powstaje jakiś obraz próbujący zaspokoić fanów prehistorycznych gadów. Niestety większość z nich to produkcje z minimalnym budżetem i zrobione na potrzeby rynku video i telewizyjnego. Takim też jest PTERODAKTYL Marka L. Lestera, przy którym będą się bawić dobrze tylko najwierniejsi fani monster movies.
Fabuła nie zaskakuje niczym specjalnym. Ot grupka spragnionych wiedzy bohaterów staje oko w oko z czymś, co już powinno być martwe od 150 milionów lat. Żeby było ciekawiej oglądamy też działania amerykańskiej jednostki specjalnej, która ma za zadanie pojmanie groźnego przywódcy siatki terrorystów.Nie trzeba długo czekać, gdy obie grupy będą musiały zewrzeć szyki w walce o przetrwanie. Szkoda tylko, że robią to tak nieudolnie. Cóż to bowiem za strategia, która każe naszym śmiałkom wychodzić z gęstego lasu na obszerną polanę, gdzie stają się oni łatwym celem dla wygłodniałych pterodaktyli. Rozumiem, raz można popełnić ten błąd, ale nie trzy razy! I tak zielona polana usiana zostaje szczątkami ciał większości bohaterów (czyt. idiotów) drugoplanowych, tych najważniejszych zostawiając na finałowe starcie, które początkowo toczy się w okolicy gniazda gadów, po to by się przenieść na najbezpieczniejsze miejsce na ziemi, czyli... polanę.
Fakt, dziełko te delikatnie mówiąc nie należy do najmądrzejszych wytworów światowej kinematografii, ale w sumie ma w sobie jakiś urok. Efekty specjalne nie są za dobre, ale też jest sporo filmów z o wiele gorszym wykorzystaniem CGI i to tych zrealizowanych znacznie później. Cyfrowe gady wyglądają całkiem znośnie, a w niektórych scenach wykorzystano nawet animatroniczne modele pterodaktylów. Sporo jest tu też scen z rozszarpywaniem ciał nieszczęśników mających pecha znaleźć się w zasięgu prehistorycznych szponów. Tu już sprawy nie mają się tak dobrze. Z jednej strony jest dość krwawo, ale też efekty te są często niedopracowane, a niesławną wizytówką nieudolnej pracy technicznych speców jest scena z urwaną ręką, która raz broczy krwią, a w drugim ujęciu wygląda jakby ledwo zeszła z pasa produkcyjnego sztucznych kończyn.
Bohaterowie niczym (oprócz głupoty) szczególnym się nie wyróżniają od typowego zestawu postaci przypisanych do telewizyjnych produkcyjniaków. Mamy tu więc dążącego do zyskania uznania naukowca, zakochaną w nim byłą studentkę, rozpieszczoną barbie girl, której ojciec sfinansował ekspedycję, kujona (żeby nie było najmniejszych wątpliwości - koniecznie w okularach) i parę geeków zafascynowanych zjawiskami paranormalnymi. Większość odtwarzających te postaci aktorów gra na miarę swych możliwości, czyli zazwyczaj słabo. W miarę przyzwoicie wypadają za to grający główne role Cameron Daddo i Amy Sloan. Osobną kwestią jest udział w filmie rapera zwanego Coolio, który (po dobrych dwóch latach) brak sukcesów w branży muzycznej rekompensował sobie udziałem w większości mało prestiżowych produkcjach. Nic w tym zresztą dziwnego, bo aktor z niego dość mierny, rapujący swe kwestie w mało przekonujący sposób.
Podsumowując - PTERODAKTYL nie jest tak złym filmem jak to na pierwszy rzut oka wygląda. Przy odpowiednim podejściu dostarcza głupiej, acz całkiem zajmującej rozrywki klasy C. I choć w każdym swym aspekcie ma widoczne braki, to na pewno jest dużo gorszych sposobów na spędzenie półtorej godziny przed telewizorem, chociażby poprzez projekcję kolejnego dziełka ze stajni Asylum.
4/10
Jeszcze nigdy nie słyszałem o kategorii "C"?
OdpowiedzUsuńPowiedział bym że ten film należy do kategorii horrorów klasy B(czyli niskobudżetowy,nie zwracającym zbytnio uwagi .).
Filmami klasy B zwykło się nazywać produkcje kina popularnego, które nie mają zazwyczaj szans na przychylność krytyków i w swej kategorii odstają od bardziej prestiżowych dzieł. Prym tu wiodą zwłaszcza takie gatunki jak sensacja i horror. Klasa C to filmy profesjonalne, ale często kiczowate ze względu na ograniczony budżet, istniejące gdzieś na obrzeżach kinematografii i skierowane zazwyczaj prosto na rynek tv i video. Jest jeszcze klasa Z, którą przypisuje się filmom praktycznie pozbawionym budżetu i robionym przez amatorów.
OdpowiedzUsuńJeżeli DRACULA Coppoli to kino klasy A, to DRACULA 2000 będzie filmem klasy B, a DRACULA 3000 przynależy do kategorii C, jak i większość produkcji wyprodukowanych dla SyFy takich jak trzecia i czwarta część ANAKONDY (dwie pierwsze części to kino klasy B). Klasę Z reprezentują np. znane z anteny Tvn 7 SZKOŁA PRZETRWANIA i BLOOD CREEK.
Rozumiem,przyznam się że wyniku błędnego doświadczenia zaliczałem tego typu filmy do klasy B.
UsuńWybacz że o to pytam,ale jakiej płci jesteś? Te pytanie może wydawać niestosowne,ale przeważnie blogi o tematyce horrorów są prowadzone przez samice,chciałbym po prostu wiedzieć czy w tym przypadku jest podobnie.
W tym przypadku jest inaczej :)
Usuń