reżyseria - Tom Holland
scenariusz - Tom Holland
obsada - Chris Sarandon, William Ragsdale, Amanda Bearse, Roddy McDowall, Stephen Geoffreys, Jonathan Stark, Dorothy Fielding, Art Evans
kraj produkcji - USA
światowa premiera - 2 sierpnia 1985
źródło - dvd (Sony Pictures Home UK)
Charley Brewster ma 17 lat i uwielbia horrory. Do sąsiedniego domu, pod osłoną nocy, wprowadza się Jerry Dandridge. Mężczyzna od początku nie podoba się Charley'owi, który podejrzewa go o związek z okolicznymi morderstwami, które policja odnotowała w ostatnich dniach. Mało tego - pewnej nocy chłopak obserwując okno sąsiada widzi jak ten obnaża kły i przymierza się do ugryzienia swej młodej kochanki. Podejrzewając go o bycie wampirem, chłopak zgłasza się na policję, która jest głucha na jego zeznania. Wtedy postanawia poszukać pomocy u Petera Vincenta, gospodarza telewizyjnego cyklu horrorów "Fright Night". Zwolniony właśnie z pracy aktor, nie od razu zgadza się mu pomóc. Przekonują go dopiero pieniądze dziewczyny Charley'a, która ma dość słuchania niestworzonych historii swego chłopaka i prosi Vincenta o konfrontację w domu Dandridge'a mającą na celu obalenie tezy, że ten jest wampirem. Wizyta u domniemanego mordercy okazuje się jednak potwierdzać to, co mówił Charley, a zdemaskowany krwiopijca nie spocznie, póki nie pozbędzie się wszystkich znających jego prawdziwą tożsamość.
Nieraz już pisałem, jak wspaniałym okresem dla kina grozy były lata 80-te. Powstało wtedy naprawdę dużo horrorów, które na trwałe wpisały się w historię gatunku i po dziś dzień cieszą się niesłabnącą popularnością. Autorski film Toma Hollanda dobrze oddaje klimat tamtych czasów prezentując lekko groteskową historię ze sporym ładunkiem humoru, który idealnie współgra z ekranową grozą i potrafi dostarczyć spory ładunek emocji.
Fabuła jest zręcznym połączeniem motywu znanego z hitchcockowskiego OKNA NA PODWÓRZE i kina wampirycznego. Zawiązanie akcji następuje już w pierwszych minutach filmu, gdy Charley dostrzega przez swe okno dwóch mężczyzn wnoszących do sąsiedniego domu drewnianą trumnę. Chłopak od tej pory jest świadkiem wielu dziwnych zdarzeń, których wyjaśnienie może być tylko jedno. Niestety na te rewelacje głusi są jego przyjaciele, którzy tłumaczą je jako niezdrową fascynację kolegi kinem grozy. Gdy do akcji wkracza Peter Vincent sprawy nabierają szybszego obrotu. Jerry Dandridge zdaje sobie sprawę z zagrożenia jakim jest obecność świadków jego krwawych podbojów miłosnych i postanawia ich uciszyć. Wszystko się rozstrzygnie w długim i pełnym atrakcji finale, który wynagradza trochę dłużyzn go poprzedzających. Przynajmniej ja to tak odebrałem, gdyż środek filmu wydał mi się trochę nużący i wyraźnie odstaje od interesującego pierwszego aktu opowieści jak i od wspomnianego finału, w którym zawarte jest wszystko to, czego fan kina lat 80-tych mógłby sobie życzyć.
Cały film nacechowany jest dość sympatycznym humorem, a mimo to nie traci nic ze swego mrocznego klimatu. Czuć tu namacalną grozę wspartą bardzo dobrą pracą kamery i nastrojową muzyką, która może nie zawsze dobrze punktuje to co dzieje się na ekranie (zwłaszcza w końcowych minutach seansu), ale idealnie wpasowuje się w konwencję filmu. Oddzielną kwestią są efekty specjalne powstałe w czasach gdy nikt jeszcze nie słyszał o CGI. Najwięcej jest ich w finale, w którym możemy podziwiać zadziwiający powrót do ludzkiej postaci jednego z bohaterów filmu jak i wampirzego nietoperza. Guma, lateks i animatronika rządzą jak i wspaniała charakteryzacja wampirów, które wyglądają potwornie a zarazem kiczowato z tym swoim niespotykanie szerokim zgryzem.
Siła filmu tkwi też w bohaterach, którzy zrazu zaskarbiają sympatię widza, a zasługa to wcielających się w nich aktorów. Oczywiście nie mamy tu do czynienia z kreacjami na miarę Oscara, a raczej z aktorstwem klasy B, której POSTRACH NOCY jest niewątpliwie przedstawicielem. W młodych bohaterów wcielili się William Ragsdale, znana nam przede wszystkim z roli Marcy w serialu Świat według Bundych Amanda Bearse i Stephen Geoffreys. Kreacja tego ostatniego to popis przerysowanego aktorstwa, co pozwoliło Evilowi na stałe zapisać się w poczecie najbardziej oryginalnych protagonistów zasiedlających kino grozy. W rolę Jerry Dandridge'a wcielił się Chris Sarandon, który niepozbawiony jest uwodzicielskiego uroku, którym powinien charakteryzować się każdy ekranowy krwiopijca. W swej wampirzej postaci czasem straszy, a innym razem jest żałosny, gdy dostaje baty od bohaterów filmu. W tym od Petera Vincenta, którego postać to aktorski popis Roddy McDowalla nagrodzonego zresztą nagrodą Saturna za najlepszą męską rolę drugoplanową.
POSTRACH NOCY zgarnął również nagrodę za najlepszy scenariusz i najlepszy obraz, co powinno być wystarczającą zachętą do jego obejrzenia. Choć reżyserski debiut Hollanda przykrył się odrobiną kurzu, to w dalszym ciągu powinien zainteresować współczesnego widza chcącego zapoznać się z klasyką kina grozy. To naprawdę zgrabne połączenie horroru i komedii, co jest nie lada sztuką i jeśli nie zrazi Was specyficzna dla tamtego okresu konwencja filmu, powinniście się na nim bawić równie dobrze jak ja.
8/10
Nieraz już pisałem, jak wspaniałym okresem dla kina grozy były lata 80-te. Powstało wtedy naprawdę dużo horrorów, które na trwałe wpisały się w historię gatunku i po dziś dzień cieszą się niesłabnącą popularnością. Autorski film Toma Hollanda dobrze oddaje klimat tamtych czasów prezentując lekko groteskową historię ze sporym ładunkiem humoru, który idealnie współgra z ekranową grozą i potrafi dostarczyć spory ładunek emocji.
Fabuła jest zręcznym połączeniem motywu znanego z hitchcockowskiego OKNA NA PODWÓRZE i kina wampirycznego. Zawiązanie akcji następuje już w pierwszych minutach filmu, gdy Charley dostrzega przez swe okno dwóch mężczyzn wnoszących do sąsiedniego domu drewnianą trumnę. Chłopak od tej pory jest świadkiem wielu dziwnych zdarzeń, których wyjaśnienie może być tylko jedno. Niestety na te rewelacje głusi są jego przyjaciele, którzy tłumaczą je jako niezdrową fascynację kolegi kinem grozy. Gdy do akcji wkracza Peter Vincent sprawy nabierają szybszego obrotu. Jerry Dandridge zdaje sobie sprawę z zagrożenia jakim jest obecność świadków jego krwawych podbojów miłosnych i postanawia ich uciszyć. Wszystko się rozstrzygnie w długim i pełnym atrakcji finale, który wynagradza trochę dłużyzn go poprzedzających. Przynajmniej ja to tak odebrałem, gdyż środek filmu wydał mi się trochę nużący i wyraźnie odstaje od interesującego pierwszego aktu opowieści jak i od wspomnianego finału, w którym zawarte jest wszystko to, czego fan kina lat 80-tych mógłby sobie życzyć.
Cały film nacechowany jest dość sympatycznym humorem, a mimo to nie traci nic ze swego mrocznego klimatu. Czuć tu namacalną grozę wspartą bardzo dobrą pracą kamery i nastrojową muzyką, która może nie zawsze dobrze punktuje to co dzieje się na ekranie (zwłaszcza w końcowych minutach seansu), ale idealnie wpasowuje się w konwencję filmu. Oddzielną kwestią są efekty specjalne powstałe w czasach gdy nikt jeszcze nie słyszał o CGI. Najwięcej jest ich w finale, w którym możemy podziwiać zadziwiający powrót do ludzkiej postaci jednego z bohaterów filmu jak i wampirzego nietoperza. Guma, lateks i animatronika rządzą jak i wspaniała charakteryzacja wampirów, które wyglądają potwornie a zarazem kiczowato z tym swoim niespotykanie szerokim zgryzem.
Siła filmu tkwi też w bohaterach, którzy zrazu zaskarbiają sympatię widza, a zasługa to wcielających się w nich aktorów. Oczywiście nie mamy tu do czynienia z kreacjami na miarę Oscara, a raczej z aktorstwem klasy B, której POSTRACH NOCY jest niewątpliwie przedstawicielem. W młodych bohaterów wcielili się William Ragsdale, znana nam przede wszystkim z roli Marcy w serialu Świat według Bundych Amanda Bearse i Stephen Geoffreys. Kreacja tego ostatniego to popis przerysowanego aktorstwa, co pozwoliło Evilowi na stałe zapisać się w poczecie najbardziej oryginalnych protagonistów zasiedlających kino grozy. W rolę Jerry Dandridge'a wcielił się Chris Sarandon, który niepozbawiony jest uwodzicielskiego uroku, którym powinien charakteryzować się każdy ekranowy krwiopijca. W swej wampirzej postaci czasem straszy, a innym razem jest żałosny, gdy dostaje baty od bohaterów filmu. W tym od Petera Vincenta, którego postać to aktorski popis Roddy McDowalla nagrodzonego zresztą nagrodą Saturna za najlepszą męską rolę drugoplanową.
POSTRACH NOCY zgarnął również nagrodę za najlepszy scenariusz i najlepszy obraz, co powinno być wystarczającą zachętą do jego obejrzenia. Choć reżyserski debiut Hollanda przykrył się odrobiną kurzu, to w dalszym ciągu powinien zainteresować współczesnego widza chcącego zapoznać się z klasyką kina grozy. To naprawdę zgrabne połączenie horroru i komedii, co jest nie lada sztuką i jeśli nie zrazi Was specyficzna dla tamtego okresu konwencja filmu, powinniście się na nim bawić równie dobrze jak ja.
8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz