reżyseria - Paul Ziller
scenariusz - Rafael Jordan
obsada - Marc Menard, Carly Pope, Adam O'Byrne, Elfina Luk, Brandon Jay McLaren, Crystal Lowe, Christian Tessier, Kris Pope, Taras Kostyuk, Peter DeLuise, Ed Marinaro, Ona Grauer, Viv Leacock
kraj produkcji - USA / Kanada
światowa premiera - 18 maja 2008
polska premiera - 3 czerwca 2013 (tv)
źródło - tv (Tv Puls)
Samolot z członkami studenckiej drużyny futbolowej rozbija się w Himalajach. Ocaleli rozbitkowie próbują przetrwać w mroźnym klimacie do czasu przybycia pomocy. Dwóch z nich wyrusza na poszukiwania radiostacji, podczas gdy reszta studentów walczy nie tylko z zimnem ale i kurczącymi się szybko zapasami żywności. Po kilku dniach, gdy pomoc nie nadchodzi, decydują się na dramatyczny krok. Żeby przeżyć, trzeba jeść, a jedyne co mają pod ręką to zwłoki swych kolegów. Problem w tym, że apetyt na nie ma również zamieszkująca himalajskie szczyty śnieżna bestia. Kto zje pierwszy, a kto pierwszy zostanie zjedzony?
Nazwisko reżysera ZABÓJCZEJ STOPY nie powinno być obce polskim widzom. Pan ten popełnił takie telewizyjne dzieła jak LOCH NESS TERROR, POSTRACH Z JEZIORA, METALOWE MONSTRUM, czy najlepsze z nich - BESTIĘ Z GŁĘBIN, które będąc filmami co najwyżej niezłymi mocno odstają swym poziomem od produkowanej dla kanału SyFy papki. YETI: ZABÓJCZA STOPA to kolejny przykład na rzemieślniczą sprawność reżysera, który przy ograniczonych środkach potrafi wykrzesać z powierzanych mu (czasami swoich) scenariuszy możliwie jak najwięcej. Umie też nieźle zaskoczyć bawiąc się naszymi oczekiwaniami, a zarazem serwuje C-klasową rozrywkę najwyższej próby.
YETI jest akurat filmem, w którym przez pierwszą godzinę zastanawiamy się ile można jeszcze skopiować ze słynnego Alive: Dramat w Andach. Na pewno niejednemu widzowi będzie towarzyszyło podczas seansu uczucie deja vu i choć dramatyzm przedstawionych zdarzeń jest tu mocno spłycony, to jednak nieczęsto spotyka się w takim kinie tak poważne problemy. Można rzecz, że dwie trzecie filmu to całkiem niezły survival z bohaterami walczącymi z zimnem, głodem i z sobą nawzajem. Nie każde pomysły liderującemu ekipie rozbitków Peytonowi znajdują poklask u reszty grupy, a najwięcej do powiedzenia ma w tym temacie egoistyczny Ravin, który kwestionuje niemal każdą decyzję chłopaka, co jest powodem wielu kłótni. Niesnaski pomiędzy bohaterami kiedyś w końcu muszą zejść jednak na plan dalszy. Wszak mamy tu do czynienia z horrorem, a nie telewizyjnym sequelem słynnego dramatu.
Gdy do akcji wkracza krwiożerczy Yeti naszym oczom ukazuje się festiwal zwariowanych pomysłów. Zacznę jednak od wyglądu stwora, którego gęba jest całkiem zacna, ale dół kostiumu to chyba jakieś przebranie wyciągnięte z szafy dzieciaka szykującego się na noc halloween. Potrzeba pochwalić za to twórców za znikome użycie, swoją stroną słabego, CGI i w większości scen ze stworem pojawia się przebrany za niego nijaki Taras Kostyuk. Pierwszą niespodzianką jest to, że filmowy yeti... skacze pokonując szybko dużą odległość dzielącą go od ofiar. Te mają wyjątkowego pecha, bo bestia jest bardzo brutalna i rozprawia się z nimi w bardzo atrakcyjny dla fana gore sposób. Wyrywane kończyny są tu na porządku dziennym. Do tego dochodzi wyrwanie serca, miażdżenie i rozdeptywanie głowy czy jej powolna konsumpcja, a to wszystko w ostatniej półgodzinie filmu, która jasno daje do zrozumienia jaki film oglądamy.
Skaczący yeti nie jest jedyną przygotowaną przez twórców filmu niespodzianką (swoją drogą zastanawiające jest dlaczego nie korzysta częściej z tej umiejętności). Jeden z bohaterów łamiąc nogę usztywnia ją wyrwaną przez stwora ręką kolegi (magicznie znikającą w kilku ujęciach). Natomiast włochata bestia porywa jedną z dziewczyn do swego legowiska i tam udaje się na zasłużony spoczynek kładąc się obok nieprzytomnej niewiasty. A że włochaty yeti też ma swoje potrzeby, jego ręka wędruje w stronę kobiecych wypukłości. Kompletnym WTF była jednak zamykająca film scena, która nie może być niczym innym jak puszczeniem oczka w stronę widza wychowanego na epilogach mówiących: "To jeszcze nie koniec!"
Aktorstwo stoi tu na lepszym poziomie niż w większości telewizyjnych horrorów. Pojawia się tu parę znanych twarzy (niekoniecznie nazwisk), które telewizyjnemu widzowi nie powinny być obce. Na plan pierwszy wysuwa się tu Carly Pope, znana polskim widzom głównie z serialu Asy z klasy, która jako główna dziewoja wypada całkiem dobrze. W mniej ważnej roli pojawia się Crystal Lowe, a jej postać to ten sam typ dziewczyny, co w OSZUKAĆ PRZEZNACZENIE 3, dla której najważniejsze są ciuchy i sztuczna opalenizna. Wśród panów najważniejszą rolę pełni Peyton, ale grający go Marc Menard wypadł jak dla mnie dość sztywnie, zwłaszcza w porównaniu z Adamem O'Byrne, którego Ravin jest najciekawszą postacią w filmie. Fanów (?) Uwe Bolla miło zaskoczy na pewno widok rudowłosej Ony Grauer, która wygląda bardzo seksownie nawet w ratowniczym stroju.
YETI: ZABÓJCZA STOPA to trzynasty film serii Meneater (powstałej na potrzeby amerykańskiego rynku dvd), dla którego trzynastka okazała się nie być pechowa. Co więcej, obraz Paula Zillera jest jednym z jaśniejszych punktów kolekcji i dla fanów telewizyjnego horroru może być całkiem interesującą odmianą po MORDERCZYCH MRÓWKACH i ZEMSTY NIEDŹWIEDZICY. Przy odpowiednim podejściu film dostarcza wiele zabawy (zwłaszcza w końcówce), a niektóre rozwiązania fabularne potrafią mile zaskoczyć nawet koneserów tego nurtu w gatunku. Do poziomu MONSTRUM Z LASU troszkę mu co prawda brakuje, ale jeśli chcecie obejrzeć niezły film o yeti, to powyższa pozycja z katalogu stacji Sci-Fi Channel będzie jednym z najlepszych wyborów. O ile lubicie kino klasy C.
5,5/10
"Jeden z bohaterów łamiąc nogę usztywnia ją urwaną ręką kolegi"
OdpowiedzUsuńObejrzę choćby tylko dla tej sceny:)
To Yeti ją wyrwał, żeby nie było niedopowiedzeń :) Szykuje się mała poprawka w tekście...
UsuńNominowałam Cię do konkursu:
OdpowiedzUsuńhttp://horrorsandscaryshits.blox.pl/2013/06/Versatile-blogger-award.html
Ilsa
Co mnie zabiło: Obok pali się wrak samolotu a oni "Mamy jeszcze tyle i tyle zapałek na rozpalenie ogniska" i flaszkę którą wylewają do ognia. EPICKIE ;-)
OdpowiedzUsuń