reżyseria - John Hough
scenariusz - Burt Wetanson, Michael Vines
obsada - Sarah Torgov, Terence Kelly, Mark Erickson, Caroline Barclay, Mark Lindsay Chapman, Fiona Hutchison, Stephen Shellen, Rod Steiger, Yvonne De Carlo, Janet Wright, Michael J. Pollard, William Hootkins
kraj produkcji - Wielka Brytania / Kanada
światowa premiera - luty 1988
źródło - tv (Cinemax)
Zawsze z dużym entuzjazmem podchodzę do klasycznych horrorów, których nie miałem jeszcze okazji obejrzeć za swego niekrótkiego już życia. Dlatego też bardzo się ucieszyłem, gdy kanał filmowy Cinemax włączył do ramówki jeden z mniej znanych slasherów z końcówki lat 80-tych. O ile AMERYKAŃSKI GOTYK okazał się być całkiem oryginalny pod względem fabuły, to już jego realizacja trochę mnie rozczarowała. A zaczęło się całkiem intrygująco.
Szóstka przyjaciół wybiera się małym samolotem na wakacje. Wśród nich jest Cynthia, która wciąż przeżywa śmierć swego dziecka, które zmarło w wyniku zaniedbania. Gdy silnik samolotu odmawia posłuszeństwa, jego pasażerowie zmuszeni są awaryjnie lądować na małej wyspie. Wydaje się ona niezamieszkana, ale podczas jej zwiedzania rozbitkowie natykają się na drewniany dom. Z początku wygląda na opuszczony, ale nie mija dużo czasu gdy jego progi przekracza para podstarzałych gospodarzy. Wkrótce okazuje się, że posiadają oni trójkę ponad czterdziestoletnich dzieci, których emocjonalny rozwój zatrzymał się na etapie szkolnym. Na domiar złego rodzeństwo w wyjątkowy sposób traktuje przybyłych na wyspę gości, z którymi zabawa kończy się zawsze śmiercią.
Film zaczyna się obiecująco, gdy młodzi ludzie na nieznanym lądzie poznają swych gospodarzy. Traktująca swych gości jak dzieci Ma i wielce pobożny Pa już od początku zasiewają w widzu niepokój. Niestety później poznajemy ich podstarzałe pociechy i czar pryska. Złowieszczy klimat ustępuje dziwaczności, bo też jak inaczej można nazwać to, co dzieje się na ekranie. Oglądanie czterdziestolatków z umysłem dziecka nie ma nic w sobie z grozy, nawet jeśli dopuszczają się oni grzesznych czynów. Morderstwa, których dokonują na szóstce pechowych rozbitków, choć na wskroś oryginalne (rozbujana huśtawka, zabawa skakanką) nie podnoszą ciśnienia i pozbawione są całkowicie krwawych efektów. Jedynie porozrzucane po wyspie zwłoki mogą cieszyć całkiem udaną charakteryzacją, ale to trochę mało by zadowolić gusta bardziej wybrednych widzów.
Problemem jest też tu bardzo nieciekawe aktorstwo odtwórców ról protagonistów. Inna sprawa, że odtwarzane przez nich postaci jawią się jako banda zarozumiałych idiotów, którzy aż się proszą o przykładne ukaranie ich bezczelnego zachowania. Trudno też uwierzyć w psychiczną przemianę, jaką przechodzi pod koniec filmu Cynthia. Wydaje się ona mechaniczna, akurat taka by nadać finalnym scenom AMERYKAŃSKIEGO GOTYKU odpowiedni bieg. Jedyne słowa pochwały należą się Yvonne De Carlo i Rodowi Steigerowi, których kreacje są najjaśniejszym punktem filmu i wnoszą do niego więcej nastroju grozy niż wszystkie zabójstwa dokonywane przez infantylne potomstwo Ma i Pa.
Obraz Johna Hugha na pewno nie jest przykładem dobrego horroru, który każdy miłośnik gatunku powinien znać. A może i lepiej jak go obejrzy, bo też wartość niektórych klasycznych produkcji można docenić zestawiając je m.in. z tak przeciętnymi produkcjami jak ta. Zresztą AMERYKAŃSKI GOTYK ma też swoich fanów i niewykluczone, że to co dla mnie było wadą inni widzowie potraktują jako sporą zaletę.
5,5/10
Zawsze z dużym entuzjazmem podchodzę do klasycznych horrorów, których nie miałem jeszcze okazji obejrzeć za swego niekrótkiego już życia. Dlatego też bardzo się ucieszyłem, gdy kanał filmowy Cinemax włączył do ramówki jeden z mniej znanych slasherów z końcówki lat 80-tych. O ile AMERYKAŃSKI GOTYK okazał się być całkiem oryginalny pod względem fabuły, to już jego realizacja trochę mnie rozczarowała. A zaczęło się całkiem intrygująco.
Szóstka przyjaciół wybiera się małym samolotem na wakacje. Wśród nich jest Cynthia, która wciąż przeżywa śmierć swego dziecka, które zmarło w wyniku zaniedbania. Gdy silnik samolotu odmawia posłuszeństwa, jego pasażerowie zmuszeni są awaryjnie lądować na małej wyspie. Wydaje się ona niezamieszkana, ale podczas jej zwiedzania rozbitkowie natykają się na drewniany dom. Z początku wygląda na opuszczony, ale nie mija dużo czasu gdy jego progi przekracza para podstarzałych gospodarzy. Wkrótce okazuje się, że posiadają oni trójkę ponad czterdziestoletnich dzieci, których emocjonalny rozwój zatrzymał się na etapie szkolnym. Na domiar złego rodzeństwo w wyjątkowy sposób traktuje przybyłych na wyspę gości, z którymi zabawa kończy się zawsze śmiercią.
Film zaczyna się obiecująco, gdy młodzi ludzie na nieznanym lądzie poznają swych gospodarzy. Traktująca swych gości jak dzieci Ma i wielce pobożny Pa już od początku zasiewają w widzu niepokój. Niestety później poznajemy ich podstarzałe pociechy i czar pryska. Złowieszczy klimat ustępuje dziwaczności, bo też jak inaczej można nazwać to, co dzieje się na ekranie. Oglądanie czterdziestolatków z umysłem dziecka nie ma nic w sobie z grozy, nawet jeśli dopuszczają się oni grzesznych czynów. Morderstwa, których dokonują na szóstce pechowych rozbitków, choć na wskroś oryginalne (rozbujana huśtawka, zabawa skakanką) nie podnoszą ciśnienia i pozbawione są całkowicie krwawych efektów. Jedynie porozrzucane po wyspie zwłoki mogą cieszyć całkiem udaną charakteryzacją, ale to trochę mało by zadowolić gusta bardziej wybrednych widzów.
Problemem jest też tu bardzo nieciekawe aktorstwo odtwórców ról protagonistów. Inna sprawa, że odtwarzane przez nich postaci jawią się jako banda zarozumiałych idiotów, którzy aż się proszą o przykładne ukaranie ich bezczelnego zachowania. Trudno też uwierzyć w psychiczną przemianę, jaką przechodzi pod koniec filmu Cynthia. Wydaje się ona mechaniczna, akurat taka by nadać finalnym scenom AMERYKAŃSKIEGO GOTYKU odpowiedni bieg. Jedyne słowa pochwały należą się Yvonne De Carlo i Rodowi Steigerowi, których kreacje są najjaśniejszym punktem filmu i wnoszą do niego więcej nastroju grozy niż wszystkie zabójstwa dokonywane przez infantylne potomstwo Ma i Pa.
Obraz Johna Hugha na pewno nie jest przykładem dobrego horroru, który każdy miłośnik gatunku powinien znać. A może i lepiej jak go obejrzy, bo też wartość niektórych klasycznych produkcji można docenić zestawiając je m.in. z tak przeciętnymi produkcjami jak ta. Zresztą AMERYKAŃSKI GOTYK ma też swoich fanów i niewykluczone, że to co dla mnie było wadą inni widzowie potraktują jako sporą zaletę.
5,5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz