reżyseria - Jeffery Scott Lando
scenariusz - David Reed
obsada - Eddie McClintock, Amy Bailey, Emma Samms, Danny Horn, Gabriel Steele, Ian Redford, Christian Hammerdorfer
kraj produkcji - USA
światowa premiera - 11 sierpnia 2012
polska premiera - 19 lutego 2013 (tv)
źródło - tv (Canal+)
Zrealizowany dla kanału Sci-Fi Channel (SyFy) BOOGEYMAN nie ma nic wspólnego z zapoczątkowaną w 1980 roku przez Ulli Lommela serią THE BOOGEY MAN, ani tym bardziej z BOOGEYMANEM Stephena Keya, który zresztą mylnie uważany jest za remake filmu... Lommela. Można się w tym wszystkim pogubić, ale najważniejszą sprawą jest to, że BOOGEYMAN Jeffery Scotta Lando jest dziełkiem zaskakująco znośnym i może zaskoczyć niejednego widza przyzwyczajonego do często słabych jakościowo filmów (wystarczy wspomnieć GHOSTQUAKE tego samego reżysera) produkowanych dla wyżej wspomnianej stacji.
Wszystko zaczyna się od niewinnego żartu, kiedy to Isaac wrzuca telefon komórkowy swego brata Jacoba przez okno zapuszczonego domu. O posesji i jej właścicielu Skinnerze krążą mroczne opowieści, to też Jacob z duszą na ramieniu wchodzi do przerażającego budynku. W trakcie poszukiwań swego telefonu natrafia na zamknięte drzwi. Ich otwarcie okaże się być zgubne dla mieszkańców miasteczka, gdyż w ten sposób zostaje uwolniony potwór, który zaczyna zabijać wszystkich, którzy staną mu na drodze.
Rozwój fabuły BOOGEYMANA raczej nie powinien nikogo zaskoczyć. Lekkomyślnie uwolnione zło sieje śmierć wszędzie tam, gdzie się pojawi. Policja, a w tym sierżant będący ojcem dwóch chłopców, nie chce wierzyć w opowieści o potworze. Gdy ten zjawi się na posterunku porywając Jacoba, wątpliwości zostają rozwiane, a cały oddział stróżów prawa wyruszy na polowanie, z którego prawie nikt nie uchodzi z życiem. Koniec końców zostaje wyjaśniona geneza powstania Licha sięgająca aż czasów biblijnych, a finał filmu każe bohaterom podjąć wielce dramatyczne decyzje. W sumie nic, czego byśmy już wcześniej nie widzieli w setkach innych filmów i jeżeli przymkniemy oko na mnogie zapożyczenia z klasyki kina grozy, to seans BOOGEYMANA powinien minąć nam całkiem przyjemnie.
Tym bardziej, że realizacja stoi na wyższym poziomie niż by można było przypuszczać biorąc pod uwagę telewizyjny rodowód LICHA. Zwraca uwagę przede wszystkim mroczna atmosfera filmu uzyskana dzięki całkiem klimatycznym zdjęciom. Nawet złamane sepią ujęcia dzienne wytwarzają szczególną atmosferę tajemniczości i każą się bać tego, co kryje się tam gdzie wzrok nie sięga. Może się też podobać praca kamery, która ustawia się w bardzo dobry sposób potęgując nastrój grozy. Tytułowe LICHO zostało stworzone w złożony sposób. O ile w potwora wcielił się anonimowy statysta, to już jego twarz (czy jak ktoś woli gęba) została animowana komputerowo. Zaskakujące, że to w ogóle nie przeszkadza i nadało stworowi dość złowieszczy wygląd. Ponarzekać za to można na CGI użyte w scenach morderstw, które choć krwawe mogą razić sztucznością. Nie jest to jednak mankament bardzo rzucający się w oczy, a na uwagę zasługuje zwłaszcza scena na wspomnianym posterunku, gdzie Licho konstruuje naprędce pułapkę, która nieświadomie uruchomiona przez szefa (szefową) policji powoduje, że jeden z jego (jej) poddanych traci dosłownie głowę.
Aktorstwo nie zachwyca, ani też za bardzo nie przeszkadza. Najbardziej można się przyczepić do młodych aktorów odtwarzających role braci, gdyż widać tu spore braki w warsztacie i w wielu scenach wymagających dramatycznego talentu chłopcy po prostu sobie nie radzą. Lepiej mają się sprawy z bardziej doświadczonymi aktorsko Eddie McClintockiem i Amy Bailey. Para granych przez nich policjantów sprawia sympatyczne wrażenie (zwłaszcza sierżant Michael - swój chłop), to też nie mamy problemów z trzymaniem za nich kciuki aż do samego końca projekcji filmu. Warto też wspomnieć o Emmie Samms, pamiętanej przez nas z serialu, który miliony Polaków gromadził kiedyś przed telewizorami. Od czasu Dynastii minęło już sporo lat, a aktorka jak na swoje lata trzyma się świetnie nie będąc ofiarą władców skalpela i chyba tylko ją z obsady sławnego serialu można co jakiś czas zobaczyć na ekranie telewizora.
Rzadko można pochwalić horror zrobiony dla telewizji i na szczęście LICHO należy do tych chlubnych wyjątków, gdzie dość schematyczna fabuła zostaje ubrana w całkiem niezłe szaty, które nie pozwalają nudzić się przed telewizorem. Oczywiście zdarzają się jakieś przegadane sceny, logika też czasami kuleje, ale summa summarum otrzymaliśmy całkiem niezłego straszaka, który choć nie zmrozi Wam krwi w żyłach, to przynajmniej nie wywoła w Was złości, że oto straciliście 90 minut życia na kolejnego telewizyjnego śmiecia. Ostateczna ocena może nie zachęcać do seansu, ale uwierzcie - jak na tego typu produkcję powinna być ona dla Was wystarczającą rekomendacją.
5,5/10
Tym bardziej, że realizacja stoi na wyższym poziomie niż by można było przypuszczać biorąc pod uwagę telewizyjny rodowód LICHA. Zwraca uwagę przede wszystkim mroczna atmosfera filmu uzyskana dzięki całkiem klimatycznym zdjęciom. Nawet złamane sepią ujęcia dzienne wytwarzają szczególną atmosferę tajemniczości i każą się bać tego, co kryje się tam gdzie wzrok nie sięga. Może się też podobać praca kamery, która ustawia się w bardzo dobry sposób potęgując nastrój grozy. Tytułowe LICHO zostało stworzone w złożony sposób. O ile w potwora wcielił się anonimowy statysta, to już jego twarz (czy jak ktoś woli gęba) została animowana komputerowo. Zaskakujące, że to w ogóle nie przeszkadza i nadało stworowi dość złowieszczy wygląd. Ponarzekać za to można na CGI użyte w scenach morderstw, które choć krwawe mogą razić sztucznością. Nie jest to jednak mankament bardzo rzucający się w oczy, a na uwagę zasługuje zwłaszcza scena na wspomnianym posterunku, gdzie Licho konstruuje naprędce pułapkę, która nieświadomie uruchomiona przez szefa (szefową) policji powoduje, że jeden z jego (jej) poddanych traci dosłownie głowę.
Aktorstwo nie zachwyca, ani też za bardzo nie przeszkadza. Najbardziej można się przyczepić do młodych aktorów odtwarzających role braci, gdyż widać tu spore braki w warsztacie i w wielu scenach wymagających dramatycznego talentu chłopcy po prostu sobie nie radzą. Lepiej mają się sprawy z bardziej doświadczonymi aktorsko Eddie McClintockiem i Amy Bailey. Para granych przez nich policjantów sprawia sympatyczne wrażenie (zwłaszcza sierżant Michael - swój chłop), to też nie mamy problemów z trzymaniem za nich kciuki aż do samego końca projekcji filmu. Warto też wspomnieć o Emmie Samms, pamiętanej przez nas z serialu, który miliony Polaków gromadził kiedyś przed telewizorami. Od czasu Dynastii minęło już sporo lat, a aktorka jak na swoje lata trzyma się świetnie nie będąc ofiarą władców skalpela i chyba tylko ją z obsady sławnego serialu można co jakiś czas zobaczyć na ekranie telewizora.
Rzadko można pochwalić horror zrobiony dla telewizji i na szczęście LICHO należy do tych chlubnych wyjątków, gdzie dość schematyczna fabuła zostaje ubrana w całkiem niezłe szaty, które nie pozwalają nudzić się przed telewizorem. Oczywiście zdarzają się jakieś przegadane sceny, logika też czasami kuleje, ale summa summarum otrzymaliśmy całkiem niezłego straszaka, który choć nie zmrozi Wam krwi w żyłach, to przynajmniej nie wywoła w Was złości, że oto straciliście 90 minut życia na kolejnego telewizyjnego śmiecia. Ostateczna ocena może nie zachęcać do seansu, ale uwierzcie - jak na tego typu produkcję powinna być ona dla Was wystarczającą rekomendacją.
5,5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz