reżyseria - Rob Hedden
scenariusz - Rob Hedden
obsada - Jensen Daggett, Scott Reeves, Peter Mark Richman, Barbara Bingham, Kane Hodder, Vincent Craig Dupree, Gordon Currie, Martin Cummins, Kelly Hu, Sharlene Martin, Saffron Henderson, Tiffany Paulsen, Todd Caldecott, Warren Munson, Fred Henderson, Alex Diakun, Sam Sarkar, Michael Benyaer
kraj produkcji - USA
światowa premiera - 28 lipca 1989
źródło - dvd (Iti Home Video, PL)
Dziesięcioodcinkowa saga o jednym z najbardziej niebezpiecznych zabójców w historii kina miewała swe wzloty i upadki, ale to co możemy zobaczyć w PIĄTKU 13-EGO z numerkiem osiem, to po prostu koszmar. Dla mnie jest to najgorsza część serii. Nie pomogła zmiana lokacji jakimi są duży statek wycieczkowy i centrum Nowego Jorku. JASON ZDOBYWA MANHATTAN pogrzebał Voorheesa na kilka lat, a parające się do tej pory produkcją niemal wszystkich PIĄTKÓW studio Paramount odsprzedało prawa do serii studiu New Line, które zresztą też nie potrafiło wyciągnąć z serii niczego ciekawego.
A całość zaczyna się od kolejnego ożywienia zwłok Jasona spoczywających na dnie jeziora Crystal Lake. Uszkodzenie wielkiego kabla elektrycznego tak wstrząsa leżącym nieopodal mordercą, że ten wstaje zdrów jak ryba i wchodzi na pokład jachtu, by podziękować w sobie znany sposób parce zakochanych za przywrócenie go do świata żywych. Jego następnym celem staje się statek turystyczny, którym grupa studentów chce przepłynąć do Nowego Jorku, a liczba pasażerów zaczyna zmniejszać się w zastraszającym tempie.
Naprawdę nie wiem co dobrego napisać o tej części. Niby mamy zmianę lokacji, ale przez to zatracił się zupełnie duch serii, a Jasona mógłby zastąpić jakikolwiek inny morderca. Tym bardziej, że Voorhees nie ma za bardzo czym się tu pochwalić poza zadziwiającą zdolnością teleportacji. Jego zabójstwa są najsłabsze ze wszystkich odsłon serii, a co więcej kamera często ucieka gdzieś w bok nie chcąc nam pokazać szczegółów akcji. Nawet trwająca pół godziny pogoń Jasona za garstką bohaterów ulicami Manhattanu nie potrafi wykreować klimatu grozy. Oprócz kilku akcentów humorystycznych i sławetnej walki bokserskiej pomiędzy Juliusem i Jasonem, nie ma tu nic ciekawego i aż by się chciało wrócić z powrotem na statek, gdyby nie to, że zatonął z resztą niezabitych przez Jasona studentów.
Może wśród nich znalazłyby się ciekawsze postaci, niż te którym było dane postawić nogę na suchym lądzie. Główna bohaterka, jedna z najmniej urodziwych final girl w historii slashera, jakoś nie zaskarbiła mojej sympatii, co we wcześniejszych PIĄTKACH nie miało miejsca. O wiele lepiej patrzyło mi się na Tamarę i Eve, nie tylko ze względu na ich urodę, ale i osobowość, której zabrakło niemodnie ubranej Rennie. Jej kompani także nie sprawiają zbyt dobrego wrażenia, a ich ewentualna śmierć niewiele nas obchodzi. Tym bardziej, że jest wśród nich apodyktyczny prawny opiekun Rennie i Julius - typowy aż do bólu, wyszczekany przedstawiciel mniejszości rasowych.
Mimo, że Jason zabija w tej części siedemnaście osób, każde dokonane przez niego morderstwo rozczarowuje. Wiele osób wymienia jako najlepszą scenę na dachu nowojorskiego budynku. Mnie osobiście najbardziej spodobała się akcja w saunie, gdy Jason chwyta za rozżarzony kawałek kamienia skalnego i uderza nim w klatkę piersiową pocącego się nieszczęśnika. Rob Hedden próbuje wytworzyć jakąś tam atmosferę wokół zabójstw i czasem mu się to nieźle udaje (sceny w sali tanecznej i kotłowni), ale szkoda że nie spuentowano ich czymś, co zadowoliłoby miłośników scen gore. Najgorszą jednak rzeczą, której się dopuścił to fatalne zakończenie, które nie ma już żadnych związków z realizmem (o ile można uznać za realne zmartwychwstania Voorheesa) i kieruje ósmą część PIĄTKU niebezpiecznie w kierunku kina klasy Z, w którym groteskowo wyglądający Jason przyjmuje swą niewinną postać.
Myślę, że JASON ZDOBYWA MANHATTAN to propozycja dla najzagorzalszych miłośników mordercy z obozu nad Crystal Lake. Film ma niewiele wspólnego z duchem serii i nawet następna , znienawidzona przez fanów Jasona część, jest pod tym względem o niebo lepsza oferując też o niebo więcej atrakcji dla wielbicieli krwawego kina. Tymczasem film Roba Heddena plusuje tylko w niewielu aspektach (warto wspomnieć o niezłym aktorstwie), to też ocena musi być taka jaka jest.
4/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz