sobota, 9 listopada 2013

KRZYK / SCREAM (1996)



reżyseria - Wes Craven
scenariusz - Kevin Williamson
obsada - Neve Campbell, Courteney Cox, David Arquette, Skeet Ulrich, Matthew Lillard, Jamie Kennedy, Rose McGowan, Drew Barrymore, Joseph Whipp, W. Earl Brown, Kevin Patrick Walls, David Booth, Henry Winkler, Linda Blair, Wes Craven, Leonora Scelfo
kraj produkcji - USA
światowa premiera - 20 grudnia 1996
polska premiera - 22 sierpnia 1997 (kino)
żródło - blu-ray (Lions Gate Home Ent., UK)

   W małym miasteczku Woodsboro dochodzi do tragedii. Uczęszczający do szkoły średniej Casey Baker i jej chłopak zostają brutalnie zamordowani przez nieznanego sprawcę. Po tym jak zabójca uderza po raz drugi nieskutecznie atakując inną nastolatkę - Sidney Prescott, postawione w stan pogotowia służby miejskie zarządzają w mieście godzinę policyjną, a dyrektor szkoły zwalnia swych uczniów z reszty zajęć. Ci zadowoleni z takiego obrotu sprawy udają się na urządzoną przez jednego z nich prywatkę, na której oprócz Sidney i jej przyjaciół  zjawi się też podążający za dziewczyną morderca.



   Środek lat 90-tych nie był najlepszym okresem dla fanów filmowej grozy. Pojawiało się wtedy zaledwie kilka horrorów rocznie, które miały duże problemy z zainteresowaniem sobą szerokiej widowni. Tyczyło się to też ostatnich odsłon popularnych serii slasherów (Nowy koszmar Wesa Cravena, Halloween 6, Jason idzie do piekła), podgatunku który przecież w latach 80-tych święcił w kinach wielkie triumfy. Gdy już wydawało się, że horror zginie naturalną śmiercią spowodowaną brakiem świeżych pomysłów i eksploatowaniem tematów niemal do cna wyczerpanych, pojawił się w kinach KRZYK Wesa Cravena, reżysera który pomimo wielu prób nie potrafił powtórzyć sukcesu jakim był Koszmar z ulicy Wiązów. Nie spodziewał się chyba, że sfilmowany przez niego scenariusz nikomu nieznanego Kevina Williamsona, pozwoli przywrócić blask jego nazwisku i potwierdzić to, że jest jednym z najlepszych mistrzów grozy. KRZYK zarabiając w Stanach 100 mln dolarów przywrócił też wiarę hollywoodzkich decydentów w to, że na horrorze można dobrze zarobić. Nie trzeba było długo czekać na kolejne produkcje, w tym slashery, których pastiszem jest właśnie KRZYK - wyśmiewający reguły gatunku i zarazem ochoczo z nich korzystający.


   Bohaterowie filmu doskonale zdają sobie sprawę z tego, że ich życie zaczyna przypominać podrzędny horror z zamaskowanym zabójcą. Znają schematy rządzące gatunkiem, kpią z zachowania filmowych postaci jednocześnie popełniając te same błędy. Gdy w czasie rozmowy z zabójcą Sidney wyśmiewa cycate blondynki, które zaatakowane przez głupiego zabójcę uciekają schodami w górę zamiast wybiec z domu, chwilę później sama jest zmuszona uczynić to samo. Gdy na imprezie Randy wykłada zasady pozwalające przeżyć w horrorze: zero seksu, alkoholu, narkotyków i pożegnań w stylu "Zaraz wracam!" - jesteśmy świadkami jak kolejni bohaterowie bagatelizują te zakazy wystawiając się tym samym na atak zabójcy. Ten bawi się ze swoimi ofiarami w grę ze znajomości klasyki horroru. "Jak się nazywa zabójca z Halloween?". "Kto był mordercą w Piątku trzynastego?". Na te pytania potrafi odpowiedzieć każdy szanujący się miłośnik gatunku, tak samo jak w woźnym ze szkoły powinien łatwo rozpoznać nikogo innego jak Freddie Krugera. Cytatów z filmowej klasyki jest tu niesamowicie dużo i dobrze zapoznany z nią widz nie będzie miał problemów z ich wyłapaniem. Nieźle to podnosi i tak już wysoką jakość rozrywki jaką jest seans KRZYKU, a przecież scenariusz Williamsona ma też inne zalety.


   Główna bohaterka filmu - Sidney Prescott, to zwyczajna dziewczyna, która jednak bardzo się różni od podobnych jej postaci, zazwyczaj pozbawionych wyraźnego rysu psychologicznego. Dziewczyna wciąż nie może się pozbierać po śmierci zamordowanej rok wcześniej matki, bojąc się jednocześnie że powtarzając jej błędy sprowadzi na siebie podobny los. Zmaga się też z wątpliwościami, których powodem jest wskazanie kochanka matki jako jej zabójcy. Te się zwiększają, gdy policja wiąże teraźniejsze wypadki z zabójstwem sprzed roku. Kto jest za nie odpowiedzialny? Odpowiedź na te pytanie nie tylko spędza sen z powiek biednej Sidney, ale i wydaje się bardzo trudna nawet dla bardzo uważnego widza. Williamson w inteligentny sposób podsyła nam różne tropy, które ostatecznie okazują się prowadzić donikąd. A przecież mamy tu sporą liczbę postaci, z których każda może okazać się mordercą. Nawet pragnąca nagrody Pulitzera dziennikarka Gale Weathers czy być może za bardzo zafascynowany horrorami, pracownik wypożyczalni video - Randy. I muszę to powiedzieć - rozwiązanie zagadki tożsamości zabójcy okazuje się naprawdę zaskakujące. Geniusz twórców KRZYKU tkwi w tym, że dopiero przy kolejnych seansach widać wyraźne niuanse w grze aktorskiej wskazujące winnego zbrodni.


   Skoro już przy tym jesteśmy, obsada to kolejny mocny punkt filmu. Naprawdę nie jestem w stanie wskazać jakiegokolwiek aktora, który wyraźnie odstawałby poziomem gry od swych kolegów z planu. Mogę za to wyróżnić tych, na których zwróciłem większą uwagę. Nie będę ukrywał, że na pierwszy plan wysuwa się tu Drew Barrymore, która jak dla mnie osiągnęła chyba tu szczyt swych aktorskich możliwości i żadnej z jej późniejszych kreacji nie wspominam tak ciepło jak tej u Cravena. A przecież gra tu zaledwie epizod, co zresztą mogło zaskoczyć niejednego ówczesnego widza, dla którego jej nazwisko było wtedy najbardziej rozpoznawalnym z całej obsady. Nie wiem co o tym zadecydowało, ale polubiłem też rolę Rose McGowan grającej Tatum, przyjaciółkę Sidney. Jakoś tak od tamtej pory bacznie przyglądałem się karierze tej aktorki i cieszyły mnie jej kolejne występy w filmach z mojego ulubionego gatunku. Grającej Sidney Neve Campbell nie mogę niczego zarzucić, ale przyznam że jest coś w niej antypatycznego, co utrudnia mi identyfikację z granymi przez nią bohaterkami. Bardziej podobała mi się Courteney Cox, która idealnie sportretowała podrzędną żurnalistkę czekającą na swe pięć minut sławy. Męska część obsady gra tu zdecydowanie drugie skrzypce, choć nie można nie wspomnieć o dobrych występach Davida Arquette w roli fajtłapowatego policjanta, Jamie Kennedy'ego grającego Randy'ego i łudząco podobnego do Johnny Deppa - Skeeta Ulricha jako głównego podejrzanego.


   Mający formę pastiszu KRZYK Cravena jest równocześnie bardzo dobrym slasherem. Nie ma tu co prawda wiele zabójstw i większość z nich dokonywana jest za pomocą noża (wyjątkiem jest tu niezwykle pomysłowa scena garażowa), ale też nie o to chodziło twórcom, by w widowiskowy sposób uśmiercać kolejnych bohaterów filmu. Skupiono się przede wszystkim na pełnych grozy i napięcia atakach mordercy, których kwintesencją jest prolog filmu, jeden z najlepszych w historii gatunku. Tym samym miłośnicy mocniejszych wrażeń (czyt. rzucanych w stronę ekranu ludzkich wnętrzności) mogą się poczuć z lekka zawiedzeni dość umiarkowanie dawkowaną ekranową przemocą. Nie zawiodą się za to widzowie znudzeni schematycznymi slasherami, gdyż ten, w istocie równie schematyczny, jest/był jednocześnie powiewem świeżości w skostniałym gatunku grozy prezentując inteligentny i zawiły scenariusz, tak inny od topornych historii o nastolatkach wybijanych przez zamaskowanego zabójcę. Ale o tym musicie się już przekonać na własne oczy sięgając po tę wciąż sprawiającą sporo frajdy produkcję, dzięki której horror jako gatunek odżył na nowo, a jego dobra passa trwa aż po dzień dzisiejszy.
9,5/10

3 komentarze:

  1. Zgadzam się. Krzyk otworzył szerzej drzwi dla twórców i wpuścił masę świeżego powietrza do tego gatunku. Finał zaskoczył nawet mnie, starego filmowego wyjadacza. To trzeci świetny blog który dziś odnalazłem w sieci. Stały czytelnik pozyskany :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Klasyk, klasyk i jeszcze raz klasyk! Dwójka trochę słabsza, trójeczka spadek formy, a w czwórce wielki come back! Krzyk to obowiązkowy film dla fanów slasherów!

    OdpowiedzUsuń