reżyseria - Richard Clabaugh
scenariusz - Fran Clabaugh, Richard Clabaugh
obsada - Adrian Paul, Megan Blake, Lucas Elliot Eberl, Danny Trejo, Juan-Carlos Guzman, Julie Horner, David Schifter, Mark Joy, Dale Girard, John S. Rushton
kraj produkcji - USAświatowa premiera - 29 kwietnia 2009
polska premiera - 24 grudnia 2013 (tv)
źródło - dvd (Momentum Pict. UK)
W niedalekiej przyszłości bezpieczeństwa w Ameryce strzegą wyposażone w kamery roboty. Mają one pomagać w tropieniu przestępców. Dzięki ich pomocy schwytany zostaje nijaki Sankur. Przewieziony do kwatery głównej policji zostaje zabity przez roboty, które pozorują jego śmierć na samobójstwo. Tymczasem zaczynają ginąć też osoby z najbliższego otoczenia Jaretta Hewesa, siostrzeńca prezydenta USA. Chłopak kilka razy opowiada o uciekających z miejsca zbrodni robotach, ale nagrania z kamer pokazują, że nie mówi on prawdy. Tylko agent Gunner zaczyna podejrzewać, że za wszystkimi zdarzeniami może kryć się ktoś, kto chce wykorzystać chłopaka i maszyny do własnych celów.
Dawno, dawno temu był taki film zwący się Roboty śmierci. Obraz Jima Wynorskiego, w którym mobilne roboty przejmują kontrolę nad centrum handlowym zabijając wszystkich w polu widzenia, do tej pory wspominam bardzo mile. Nie było to może kino najwyższych lotów, ale bardzo podobał mi się koncept zbuntowanych maszyn i to w jaki sposób eliminowały one kolejnych bohaterów filmu. To co mnie boli, to że od tamtej pory podobnych obrazów powstało ledwie kilka, mimo że rozwijająca się w zawrotnym tempie technologia i sztuczna inteligencja wydawałaby się być całkiem dobrym materiałem na kino grozy w sztafażu science-fiction. I tak warto wymienić w tym miejscu całkiem niezły Evolver Marka Rosmana (reżysera Domu pani Slater), Tajemnicę Syriusza Christiana Duguaya czy trochę odchodzący od tematu zbuntowanej A.I. Wirus Johna Bruno. Pamiętam również dwie telewizyjne produkcje, które były dość przeciętne, ale mimo to utkwiły w mojej pamięci. W Wieży komputer sprawujący kontrolę nad budynkiem uznaje głównego bohatera za intruza, natomiast w Homewrecker zakochany w swym twórcy robot płci żeńskiej (!) chce zabić jego żonę. O filmie W SIECI TERRORU dowiedziałem się całkiem przypadkiem i po pobieżnym zapoznaniu się z jego fabułą liczyłem na to, że dołączy on do grona moich ulubionych horrorów sci-fi. Będąc po jego seansie muszę jednak przyznać, że choć zawiera on elementy, które mi się spodobały, to jednak nie wytrzymuje on konkurencji z najlepszymi filmami tego nurtu.
Sam w sobie obraz Richarda Clabaugha nie jest wcale taki zły. Mamy tu bowiem do czynienia z całkiem dobrymi efektami specjalnymi, które wybijają się mocno na tle innych produkcji o podobnym budżecie. Najlepiej wypadły pod tym względem wyposażone w różne środki rażenia małe roboty, które mogą popieścić swą ofiarę prądem lub użyć na niej mini rozmiarów piły tarczowej. Są też i większe, pająkopodobne maszyny, potrafiące wwiercić się w czaszkę i ostrzelać z działka maszynowego członków Agencji Bezpieczeństwa. Żeby nie było zbyt monotonnie w finale pojawia się jeszcze dwóch mega bossów, na których widok wielbicielom Robocopa powinna zakręcić się łezka w oku. Jeśli będziemy pamiętać o niedużym budżecie produkcji, to wybaczymy twórcom to, że jakość wykonania robotów jest odwrotnie proporcjonalna do ich wielkości, co widać zwłaszcza w momentach szybszej akcji. Małe robociki rządzą w tej produkcji i naprawdę wyglądają tak jakby były integralnym elementem miejskiego krajobrazu.
Troszkę rozczarowała mnie mordercza działalność Eyeborgów, gdyż na dobrą sprawę nie mamy tu wiele ofiar, a gdy już nawet ktoś zostaje zabity, to nie towarzyszą temu jakieś mocne sceny gore. Chyba najmocniejszym momentem tego filmu jest napaść robotów na pracownię G-Mana. Gra go Danny Trejo, to też nie sposób poczuć emocji, gdy aktor już w połowie filmu staje w nierównej walce przeciwko Eyeborgom pozbawiając nas nadziei na swój dłuższy występ. Jego śmierć jest jedną z atrakcyjniejszych i równać się z nią może jedynie sekwencja, w której spalony żywcem zostaje jeden z reporterów będących na tropie "robociego" spisku. Jego partnerka szybko znajduje porozumienie z pełnym wątpliwości Gunnerem i razem postanawiają odkryć co łączy siostrzeńca prezydenta z Eyeborgami i dlaczego te eliminują wszystkich, którzy w jakiś sposób mogliby zagrozić... No właśnie! Do samego finału nie wiadomo w jakim kierunku potoczy się fabuła filmu, a nawet jeśli przypuszczamy, że wiemy jak zakończy się ta historia, twórcy robią nam prztyczka w nos i prezentują nam iście zaskakujące rozwiązanie zagadki. Wszystko wtedy nabiera sensu, a czy już z poszanowaniem zasad logiki, to już inna sprawa, która mnie osobiście mało obchodzi. W kategorii filmów czysto rozrywkowych W SIECI TERRORU wypada bowiem całkiem nieźle, a to w przypadku takich produkcji jest najważniejsze.
Film Clabaugha może poszczycić się całkiem dobrym aktorstwem. Występujący w roli Gunnera Adrian Paul robi wszystko co w jego mocy, by jego bohater zaskarbił sobie sympatię widza i nieźle mu się to udaje. Nie jest to, co prawda jakaś wybitna kreacja, ale i tak widać, że aktor postarał się, by w pełni oddać swą grą emocje targające graną przez niego postacią. Najmocniejsze nazwisko w obsadzie, Danny Trejo, pojawia się tu zaledwie w kilku scenach, ale aktor ten jest na tyle wyrazistą osobistością, że nie sposób docenić tego krótkiego występu. Tym bardziej, że nie widać śladu znużenia na jego twarzy, co często przytrafia się jego kolegom po fachu, którzy uważają swój pobyt na planie mniej prestiżowych produkcji za wystarczający powód do zainkasowania gaży zapominając o tym, że przydałoby się też coś zagrać. Nie mogę za to powiedzieć dobrego słowa na temat Lucasa Elliota Eberla, któremu przypadła rola młodego Hewesa. Aktorowi po prostu brak charyzmy przez co w każdej scenie, którą musi dzielić ze starszymi od siebie wyjadaczami, ginie gdzieś w tle. A przecież grana przez niego postać jest kluczowa dla fabuły filmu i często jest stawiana w sytuacjach, które powinny generować u widza napięcie. Ja jakoś byłem wyjątkowo odporny na losy tego bohatera, czego nie mogę powiedzieć o wszystkich innych postaciach, które los postawił przeciwko Eyeborgom.
W SIECI TERRORU to film bardzo nierówny. Fabuła jest całkiem pomysłowa i zagadkowa, ale też nie stroni od sporych przestojów akcji, która zastępowana jest trochę przydługimi dialogami pomiędzy bohaterami, co zapewne było podyktowane brakiem budżetu na większą liczbę scen z efektami. Tych mogłoby być zdecydowanie więcej, ale wtedy mogłaby ucierpieć na tym ich jakość. A szkoda by było, gdyż to co zaprezentowali nam w tym temacie twórcy efektów stoi na naprawdę niezłym poziomie. Trochę mogą razić pewne uproszczenia fabularne, a zwłaszcza zachowanie ludzi, którzy wydają się być szczęśliwi pomimo tego, że na każdym kroku są śledzeni przez Eyeborgów, nawet podczas wykonywania intymnych czynności. Czy tak będzie wyglądać świat za kilkanaście lat? Brak przemocy kosztem prywatności? Mam nadzieję, że ten scenariusz pozostanie tylko i wyłącznie fantazją twórców omawianego filmu przedstawiającego pesymistyczną stronę tego zagadnienia. Happy endu nie będzie!
5,5/10
Sam w sobie obraz Richarda Clabaugha nie jest wcale taki zły. Mamy tu bowiem do czynienia z całkiem dobrymi efektami specjalnymi, które wybijają się mocno na tle innych produkcji o podobnym budżecie. Najlepiej wypadły pod tym względem wyposażone w różne środki rażenia małe roboty, które mogą popieścić swą ofiarę prądem lub użyć na niej mini rozmiarów piły tarczowej. Są też i większe, pająkopodobne maszyny, potrafiące wwiercić się w czaszkę i ostrzelać z działka maszynowego członków Agencji Bezpieczeństwa. Żeby nie było zbyt monotonnie w finale pojawia się jeszcze dwóch mega bossów, na których widok wielbicielom Robocopa powinna zakręcić się łezka w oku. Jeśli będziemy pamiętać o niedużym budżecie produkcji, to wybaczymy twórcom to, że jakość wykonania robotów jest odwrotnie proporcjonalna do ich wielkości, co widać zwłaszcza w momentach szybszej akcji. Małe robociki rządzą w tej produkcji i naprawdę wyglądają tak jakby były integralnym elementem miejskiego krajobrazu.
Troszkę rozczarowała mnie mordercza działalność Eyeborgów, gdyż na dobrą sprawę nie mamy tu wiele ofiar, a gdy już nawet ktoś zostaje zabity, to nie towarzyszą temu jakieś mocne sceny gore. Chyba najmocniejszym momentem tego filmu jest napaść robotów na pracownię G-Mana. Gra go Danny Trejo, to też nie sposób poczuć emocji, gdy aktor już w połowie filmu staje w nierównej walce przeciwko Eyeborgom pozbawiając nas nadziei na swój dłuższy występ. Jego śmierć jest jedną z atrakcyjniejszych i równać się z nią może jedynie sekwencja, w której spalony żywcem zostaje jeden z reporterów będących na tropie "robociego" spisku. Jego partnerka szybko znajduje porozumienie z pełnym wątpliwości Gunnerem i razem postanawiają odkryć co łączy siostrzeńca prezydenta z Eyeborgami i dlaczego te eliminują wszystkich, którzy w jakiś sposób mogliby zagrozić... No właśnie! Do samego finału nie wiadomo w jakim kierunku potoczy się fabuła filmu, a nawet jeśli przypuszczamy, że wiemy jak zakończy się ta historia, twórcy robią nam prztyczka w nos i prezentują nam iście zaskakujące rozwiązanie zagadki. Wszystko wtedy nabiera sensu, a czy już z poszanowaniem zasad logiki, to już inna sprawa, która mnie osobiście mało obchodzi. W kategorii filmów czysto rozrywkowych W SIECI TERRORU wypada bowiem całkiem nieźle, a to w przypadku takich produkcji jest najważniejsze.
Film Clabaugha może poszczycić się całkiem dobrym aktorstwem. Występujący w roli Gunnera Adrian Paul robi wszystko co w jego mocy, by jego bohater zaskarbił sobie sympatię widza i nieźle mu się to udaje. Nie jest to, co prawda jakaś wybitna kreacja, ale i tak widać, że aktor postarał się, by w pełni oddać swą grą emocje targające graną przez niego postacią. Najmocniejsze nazwisko w obsadzie, Danny Trejo, pojawia się tu zaledwie w kilku scenach, ale aktor ten jest na tyle wyrazistą osobistością, że nie sposób docenić tego krótkiego występu. Tym bardziej, że nie widać śladu znużenia na jego twarzy, co często przytrafia się jego kolegom po fachu, którzy uważają swój pobyt na planie mniej prestiżowych produkcji za wystarczający powód do zainkasowania gaży zapominając o tym, że przydałoby się też coś zagrać. Nie mogę za to powiedzieć dobrego słowa na temat Lucasa Elliota Eberla, któremu przypadła rola młodego Hewesa. Aktorowi po prostu brak charyzmy przez co w każdej scenie, którą musi dzielić ze starszymi od siebie wyjadaczami, ginie gdzieś w tle. A przecież grana przez niego postać jest kluczowa dla fabuły filmu i często jest stawiana w sytuacjach, które powinny generować u widza napięcie. Ja jakoś byłem wyjątkowo odporny na losy tego bohatera, czego nie mogę powiedzieć o wszystkich innych postaciach, które los postawił przeciwko Eyeborgom.
W SIECI TERRORU to film bardzo nierówny. Fabuła jest całkiem pomysłowa i zagadkowa, ale też nie stroni od sporych przestojów akcji, która zastępowana jest trochę przydługimi dialogami pomiędzy bohaterami, co zapewne było podyktowane brakiem budżetu na większą liczbę scen z efektami. Tych mogłoby być zdecydowanie więcej, ale wtedy mogłaby ucierpieć na tym ich jakość. A szkoda by było, gdyż to co zaprezentowali nam w tym temacie twórcy efektów stoi na naprawdę niezłym poziomie. Trochę mogą razić pewne uproszczenia fabularne, a zwłaszcza zachowanie ludzi, którzy wydają się być szczęśliwi pomimo tego, że na każdym kroku są śledzeni przez Eyeborgów, nawet podczas wykonywania intymnych czynności. Czy tak będzie wyglądać świat za kilkanaście lat? Brak przemocy kosztem prywatności? Mam nadzieję, że ten scenariusz pozostanie tylko i wyłącznie fantazją twórców omawianego filmu przedstawiającego pesymistyczną stronę tego zagadnienia. Happy endu nie będzie!
5,5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz