reżyseria - David DeCoteau
scenariusz - Michael Gingold
obsada - Matthew Twining, Josh Henderson, Stacey Nelson, Alexandra Westmore, Michael Lutz, Tony Carroccio, Charity Rahmer, Maya Parish, Stephen Sowan, Greg Lyczkowski, Mark Ian Miller
kraj produkcji - USA
światowa premiera - 19 sierpnia 2003
polska premiera - 17 października 2013 (tv)
źródło - tv (Viva)
Zawodnicy drużyny pływackiej jednego z college'ów by zwiększyć swe szanse na zwycięstwo w zawodach, przyjmują spore dawki sterydów rozprowadzanych przez swego kolegę, Jasona. Gdy szkolna lekarka zapowiada kontrolę lekarską spanikowani chłopcy wyrzucają zapasy środków dopingujących do kanalizacji. W ten sposób sterydy przedostają się do pobliskiej sadzawki, w której roi się od pijawek. Nie trzeba długo czekać, gdy te małe drapieżniki pod wpływem chemikaliów zaczynają rosnąć osiągając gigantyczne rozmiary. A wraz ze wzrostem rośnie też ich apetyt na krew, o czym przekonają się mieszkańcy szkolnego kampusu.
David DeCoteau jest bardzo płodnym reżyserem potrafiącym w ciągu roku zrealizować kilkanaście filmów. Swą karierę zaczynał tworząc dla studia Full Moon, gdy te przeżywało lata swej świetności, ale teraz jego głównym zajęciem jest robienie horrorów, których wydania dvd ozdabiają na wpół rozebrani panowie eksponujący swe wyrzeźbione sylwetki. Chyba nie trzeba mówić do jakiego adresata kierowane są takie produkcje, wśród których można wyróżnić ostatnio powstałą, składającą się z trzynastu filmów serię 1313 o tak wiele mówiących tytułach jak: Giant Killer Bees!, Bigfoot Island czy UFO Invasion. Jednym z nielicznych obrazów reżysera, które miały premierę w tym wieku i zarazem pojawiły się w Polsce jest natomiast animal attack PIJAWKI. Szczerze mówiąc po jego obejrzeniu nie mam ochoty na oglądanie innych dzieł pana DeCoteau, gdyż już kolejny raz udowodnił, że dobrych filmów to on kręcić nie potrafi. Nie jest może tak źle jak w przypadku Zemsty niedźwiedzicy czy Wiedźm z Karaibów, ale to wciąż kino klasy Z w swej najgorszej formie. Wiadomo, są filmy tak złe że aż dobre, ale ten jest po prostu zły.
Pierwsza rzecz, która rzuca się w oczy w czasie trwania seansu to duża liczba półnagich mężczyzn, którzy przewijają się przez ekran. Nie byłoby może w tym nic złego, gdyby nie to że reżyser celebruje każdy moment, w którym któryś z bohaterów zdejmuje koszulkę lub wychodzi z basenu. Sceny te nakręcone są w zwolnionym tempie i skupiają się głównie na pokazywaniu wyrzeźbionych sześciopaków i klatki piersiowej. Gdyby męska część widowni została przyłapana przez kogoś na oglądaniu tego filmu, to pewnie musiałaby się gęsto tłumaczyć, że to jest naprawdę horror, nie żaden gejowski erotyk i przewinąć do miejsca, w którym krwiożercze pijawki dopadają swe ofiary. Problem w tym, że ataki mutantów nie mają w sobie nic z grozy, a mogą jedynie rozśmieszyć poziomem wykonania. Nie wiem czy ktoś by uwierzył, że to jest horror o lekkim zabarwieniu homo-erotycznym a nie odwrotnie. Ostatnią deską ratunku mogłaby być scena z jakąś rozebraną panią, ale rzecz w tym , że gdy jedna z bohaterek przymierza się do miłosnych igraszek ze swoim partnerem, przypomina sobie o braku prezerwatyw, po które udaje się do sąsiedniego pokoju. Tymczasem podczas jej nieobecności nagle pojawiają się pijawki i atakują przywiązanego do łóżka nieszczęśnika, co przekreśla nasze szanse na zobaczenie jakichkolwiek kobiecych wdzięków.
Inną sprawą, chyba jednak najważniejszą, jest gwóźdź programu, czyli tytułowe pijawki. Nie trzeba bardzo wprawnego oka, by dostrzec w jaki sposób zrealizowano sceny, w których żyjątka te atakują kolejne postaci. W ogólnym planie, gdy te podpełzają do swej ofiary, bez trudu można zauważyć poruszające nimi żyłki. Do zbliżeń posłużył jakiś gumowy model z miejscem na rękę animatora, o czym może świadczyć fakt, że nigdy w takich ujęciach nie widzimy całej pijawki tylko jej przednią część. Dodać też należy, że wszystkie te sceny są po prostu niedorzeczne. Zmutowane drapieżniki mają wielki problem z pokonywaniem kolejnych metrów dzielących je od ofiary i nie wiem w jaki sposób udaje im się ją niepostrzeżenie otoczyć. Inna rzecz, że atakowani w ogóle nie są w stanie poradzić sobie z kilkoma przerośniętymi pijawkami, których szybkość działania jest bliska zeru. Tym samym to, co miało być atrakcją filmu, jest zrealizowane tak nieudolnie, że wątpię by ktokolwiek był usatysfakcjonowany tym, co zobaczy na ekranie telewizora.
Gdy już wydawało się, że lepiej być nie może, twórcy filmu zgotowali mi niemałą niespodziankę. Ostatnie pół godziny daje się oglądać! A to za sprawą wprowadzonego na ostatnią chwilę wątku kryminalnego. Otóż zamordowana zostaje lekarka, która miała przebadać członków drużyny pływackiej pod kątem zażywania przez nich sterydów. Niby nic wielkiego, ale mogę powiedzieć, że dopiero od tego momentu byłem jakkolwiek zainteresowany dalszym przebiegiem fabuły PIJAWEK. Rozwiązanie zagadki zabójstwa może zaskoczyć, tym bardziej że przy okazji dowiadujemy się prawdy o jednym z bohaterów, po którym nie spodziewalibyśmy się złych intencji. Inną dość fajną sprawą jest to, że dwie postaci, co do których byłem pewien, że będą tymi, które dożyją napisów końcowych, zostają wyeliminowane przez pijawki w środkowej części filmu. Tylko dzięki tym kilku aspektom dzieło uchroniło się od nazwania go kompletną porażką.
Wiedzcie jednak, że ja nawet w najgorszej szmirze potrafię znaleźć kilka pozytywów, dlatego też ostrzegam - jeśli chcecie obejrzeć naprawdę zły film, to PIJAWKI będą ku temu idealną propozycją i to pomimo tych kilku plusów, które dla Was mogą być nieistotne. Nie ma co ukrywać, że fabuła tej produkcji jest absurdalna, akcje bohaterów pozbawione logiki, ataki gumowych pijawek przerażająco śmieszne, golizna taka jakiej zazwyczaj się nie spodziewamy w tego typu obrazach, a aktorzy to ściągnięci na plan modele, którzy mają za zadanie dobrze wyglądać i nic poza tym. O jakiejkolwiek grozie czy napięciu w ogóle nie macie co marzyć. Krótko mówiąc: jeśli lubicie złe filmy, to właśnie przeczytaliście o jednym z nich.
David DeCoteau jest bardzo płodnym reżyserem potrafiącym w ciągu roku zrealizować kilkanaście filmów. Swą karierę zaczynał tworząc dla studia Full Moon, gdy te przeżywało lata swej świetności, ale teraz jego głównym zajęciem jest robienie horrorów, których wydania dvd ozdabiają na wpół rozebrani panowie eksponujący swe wyrzeźbione sylwetki. Chyba nie trzeba mówić do jakiego adresata kierowane są takie produkcje, wśród których można wyróżnić ostatnio powstałą, składającą się z trzynastu filmów serię 1313 o tak wiele mówiących tytułach jak: Giant Killer Bees!, Bigfoot Island czy UFO Invasion. Jednym z nielicznych obrazów reżysera, które miały premierę w tym wieku i zarazem pojawiły się w Polsce jest natomiast animal attack PIJAWKI. Szczerze mówiąc po jego obejrzeniu nie mam ochoty na oglądanie innych dzieł pana DeCoteau, gdyż już kolejny raz udowodnił, że dobrych filmów to on kręcić nie potrafi. Nie jest może tak źle jak w przypadku Zemsty niedźwiedzicy czy Wiedźm z Karaibów, ale to wciąż kino klasy Z w swej najgorszej formie. Wiadomo, są filmy tak złe że aż dobre, ale ten jest po prostu zły.
Pierwsza rzecz, która rzuca się w oczy w czasie trwania seansu to duża liczba półnagich mężczyzn, którzy przewijają się przez ekran. Nie byłoby może w tym nic złego, gdyby nie to że reżyser celebruje każdy moment, w którym któryś z bohaterów zdejmuje koszulkę lub wychodzi z basenu. Sceny te nakręcone są w zwolnionym tempie i skupiają się głównie na pokazywaniu wyrzeźbionych sześciopaków i klatki piersiowej. Gdyby męska część widowni została przyłapana przez kogoś na oglądaniu tego filmu, to pewnie musiałaby się gęsto tłumaczyć, że to jest naprawdę horror, nie żaden gejowski erotyk i przewinąć do miejsca, w którym krwiożercze pijawki dopadają swe ofiary. Problem w tym, że ataki mutantów nie mają w sobie nic z grozy, a mogą jedynie rozśmieszyć poziomem wykonania. Nie wiem czy ktoś by uwierzył, że to jest horror o lekkim zabarwieniu homo-erotycznym a nie odwrotnie. Ostatnią deską ratunku mogłaby być scena z jakąś rozebraną panią, ale rzecz w tym , że gdy jedna z bohaterek przymierza się do miłosnych igraszek ze swoim partnerem, przypomina sobie o braku prezerwatyw, po które udaje się do sąsiedniego pokoju. Tymczasem podczas jej nieobecności nagle pojawiają się pijawki i atakują przywiązanego do łóżka nieszczęśnika, co przekreśla nasze szanse na zobaczenie jakichkolwiek kobiecych wdzięków.
Inną sprawą, chyba jednak najważniejszą, jest gwóźdź programu, czyli tytułowe pijawki. Nie trzeba bardzo wprawnego oka, by dostrzec w jaki sposób zrealizowano sceny, w których żyjątka te atakują kolejne postaci. W ogólnym planie, gdy te podpełzają do swej ofiary, bez trudu można zauważyć poruszające nimi żyłki. Do zbliżeń posłużył jakiś gumowy model z miejscem na rękę animatora, o czym może świadczyć fakt, że nigdy w takich ujęciach nie widzimy całej pijawki tylko jej przednią część. Dodać też należy, że wszystkie te sceny są po prostu niedorzeczne. Zmutowane drapieżniki mają wielki problem z pokonywaniem kolejnych metrów dzielących je od ofiary i nie wiem w jaki sposób udaje im się ją niepostrzeżenie otoczyć. Inna rzecz, że atakowani w ogóle nie są w stanie poradzić sobie z kilkoma przerośniętymi pijawkami, których szybkość działania jest bliska zeru. Tym samym to, co miało być atrakcją filmu, jest zrealizowane tak nieudolnie, że wątpię by ktokolwiek był usatysfakcjonowany tym, co zobaczy na ekranie telewizora.
Gdy już wydawało się, że lepiej być nie może, twórcy filmu zgotowali mi niemałą niespodziankę. Ostatnie pół godziny daje się oglądać! A to za sprawą wprowadzonego na ostatnią chwilę wątku kryminalnego. Otóż zamordowana zostaje lekarka, która miała przebadać członków drużyny pływackiej pod kątem zażywania przez nich sterydów. Niby nic wielkiego, ale mogę powiedzieć, że dopiero od tego momentu byłem jakkolwiek zainteresowany dalszym przebiegiem fabuły PIJAWEK. Rozwiązanie zagadki zabójstwa może zaskoczyć, tym bardziej że przy okazji dowiadujemy się prawdy o jednym z bohaterów, po którym nie spodziewalibyśmy się złych intencji. Inną dość fajną sprawą jest to, że dwie postaci, co do których byłem pewien, że będą tymi, które dożyją napisów końcowych, zostają wyeliminowane przez pijawki w środkowej części filmu. Tylko dzięki tym kilku aspektom dzieło uchroniło się od nazwania go kompletną porażką.
Wiedzcie jednak, że ja nawet w najgorszej szmirze potrafię znaleźć kilka pozytywów, dlatego też ostrzegam - jeśli chcecie obejrzeć naprawdę zły film, to PIJAWKI będą ku temu idealną propozycją i to pomimo tych kilku plusów, które dla Was mogą być nieistotne. Nie ma co ukrywać, że fabuła tej produkcji jest absurdalna, akcje bohaterów pozbawione logiki, ataki gumowych pijawek przerażająco śmieszne, golizna taka jakiej zazwyczaj się nie spodziewamy w tego typu obrazach, a aktorzy to ściągnięci na plan modele, którzy mają za zadanie dobrze wyglądać i nic poza tym. O jakiejkolwiek grozie czy napięciu w ogóle nie macie co marzyć. Krótko mówiąc: jeśli lubicie złe filmy, to właśnie przeczytaliście o jednym z nich.
2,5/10
Dużo czasu poświecasz na oglądanie i na pisanie o tak złych filmach. Chyba jednak duże wrażenie zrobił film na tobie, albo też te sześciopaki :) Film beznadziejny, ale ktos lubi glupawe filmy i półnagie młode ciacha, to się nie nudzi. 90 proc. innych filmów tak wlasnie pokazuje dziewczyny, wiec co za problem ze ten film tak pokazuje chlopaków? Otworzyły mi się na to oczy, że nie ma równości w pokazywaniu kobiet i facetów. Dobrze, wiec że powstał taki film.
OdpowiedzUsuń