środa, 1 stycznia 2014

SANKTUARIUM / HIDDEN 3D (2011)



reżyseria - Antoine Thomas
scenariusz - Alan Smithy, Alana Smithy
obsada - Sean Clement, Simonetta Solder, Jordan Hayes, Jason Blicker, Bjanka Murgel, Devon Bostick, Alessia Agrosì, Allan Kolman, Dawn Ford
kraj produkcji - Włochy / Kanada
światowa premiera - 21 kwietnia 2011
polska premiera - 28 października 2011 (kino)
źródło - dvd (Kino Świat, PL)

   Brian Karter otrzymuje wiadomość, że odziedziczył po swej matce ośrodek, w którym testowała ona nowe metody leczenia uzależnień. Po namowie swego kolegi postanawia wraz z kilkorgiem przyjaciół zwiedzić budynek, by ocenić jego wartość. Gdy docierają na miejsce wita ich Haley Gable, która ma ich oprowadzić po ośrodku. Na wszystkich wrażenie robi porażająca swą wielkością główna sala będąca sercem budynku służącego kiedyś za klasztor. Znajdują też świetlika, który prowadzi ich do sekretnego przejścia, za którym ukryte są pomieszczenia będące świadkiem okrutnych eksperymentów prowadzonych przez matkę Briana. Wkrótce zwiedzający budynek odkryją, że zamieszkują go przerażające istoty zrodzone z bólu i cierpienia leczonych tu niegdyś pacjentów.



   Film Antoine'a Thomasa od początku podąża utartymi schematami kina grozy, znanymi przez fanów gatunku z niezliczonej liczby obrazów. Główny bohater otrzymuje bowiem w spadku posiadłość skrywającą mroczną przeszłość, która dopada jego jak i towarzyszącą mu grupę protagonistów. Nie mam nic przeciwko powielanym w horrorach schematom, o czym świadczy ma miłość do slasherów opierających się na wałkowanym po stokroć szkielecie fabularnym. Problemem filmu Thomasa jest to, że po prostu nie sprawdza się jako straszak, ku czemu miał jak najlepsze predyspozycje. Przecież budynek, w którym rozgrywa się lwia część akcji, był idealną okazją do stworzenia przerażającego ghost story. Zło czające się w piwnicznych korytarzach i szpitalne sale świadczące o złym losie "leczonych" w nich pacjentów dobrze pobudzają wyobraźnię widza. Co z tego, gdy każda scena grozy prowadzi donikąd, a spragniony jakiejś większej dawki emocji widz zaczyna niecierpliwie oczekiwać końca tego niedługiego filmu.


   Nic tu nie gra począwszy od nijakich bohaterów, którzy podążają z punktu A do B oglądając kolejne pomieszczenia ośrodka. Oczywiście zawsze znajdzie się jakiś niedorzeczny powód by odłączyć się od reszty i tym samym zmniejszyć swoje szanse na przeżycie. Istnym kuriozum jest tu zachowanie jednej z kobiet, która wystraszona widokiem trupa biegnie z krzykiem przed siebie, pozostawiając za sobą swych przyjaciół i szukając bezpieczeństwa w nieznanych jej pomieszczenia ośrodka. Nie ma to jak zwiedzać samotnie pomieszczenia budynku, w którym najwidoczniej straszy. Uchybień jest tu dużo więcej, a wśród nich... powtarzalność. Jeśli obserwujemy parę bohaterów, to prędzej czy później zostają oni rozdzieleni przez zsuwającą się kratę lub zamykające się z trzaskiem drzwi, których nie da się otworzyć. Jeden z nich zawsze próbuje ocalić swego partnera od czegoś, czego nie jesteśmy świadkami i co pozostaje w naszych domysłach. 


   I tu przechodzimy do kolejnego aspektu filmu jakim jest niemal zupełny brak scen przemocy. Co prawda kolejne postaci stają oko w oko z koszmarnymi istotami wrzeszcząc wniebogłosy, ale wtedy twórcy robią cięcie i przechodzą do kolejnej sceny. Tym samym jedyne co nam pozostaje to patrzenie na zwłoki kolejnych ofiar upiornych dzieciaków, które odkrywają inni bohaterowie. Jeśli chodzi o antagonistów, to geneza ich powstania jest całkiem oryginalna, ale nie ma żadnego powiązania z rzeczywistością. Jest to efekt pokręconej wizji scenarzystów filmu, którzy wstydzili się finalnego produktu tak bardzo, że kazali usunąć swe nazwiska z jego czołówki. Szczerze, widziałem dużo gorsze produkcje, podpisane pełnym imieniem i nazwiskiem, ale rzadko któraś z nich kosztowała 8 mln dolarów. I szczerze zastanawiam się na co poszły te pieniądze? 


   Na pewno nie na efekty, które rażą sztucznością. Niezbyt realnie wygląda ośrodek widziany z lotu ptaka, ale to jeszcze nic w porównaniu z komputerową chmarą owadów, za którą tak ochoczo biegają bohaterowie filmu jakby zobaczyli wielkanocnego króliczka. Za pomocą CGI stworzono też wizerunek przerażających dzieciaków i o ile za pierwszym i drugim razem przynosi to jako taki efekt zaskoczenia, to już później opieranie na tym głównego źródła grozy spala na panewce. Jeśli już mowa o jakichś niespodziankach, to niestety na pewno nie należy do nich przewidywalny finał. Praktycznie od początku wiadomo, że dzieci nie biegają po budynku ot tak sobie i muszą mieć kogoś, kto się nimi opiekuje. I nie zadziałała wcale zmyłka, mająca wyprowadzić mnie z błędu. W sumie nic tu nie działa jak należy, czego dowodem jest też konfrontacja ze złem zamieszkującym ośrodek, które zostaje z niego wypędzone za pomocą kilku ruchów.


   Naprawdę dziwią mnie działania polskich dystrybutorów, którzy wprowadzają takie filmy na kinowe ekrany. Ponad czterdzieści tysięcy widzów musiało pewnie być nieźle wkurzonych po seansie produkcji, której miejscem powinien być tylko i wyłącznie rynek video. Ja wkurzony nie jestem, gdyż obraz Thomasa obejrzałem w domowym zaciszu płacąc za niego niecałe 7 zł. A wiedzcie, że zdarzyły mi się już zakupy dużo gorszych filmów za większą kwotę. SANKTUARIUM ma parę zalet takich jak mistrzowskie miejsce akcji czy urodę występujących w nim aktorek, ale w ogólnym rozrachunku jest dziełem, którego seans można sobie spokojnie darować.
3,5/10


1 komentarz: