wtorek, 20 maja 2014

POLE STRACHU / SCARECROW (2013)



reżyseria - Sheldon Wilson
scenariusz - Rick Suvalle
obsada - Lacey Chabert, Robin Dunne, Brittney Willson, Nicole Muñoz, Reilly Dolman, Carlo Marks, Iain Belcher, Jerry Wasserman, Kevin O'Grady, Lanie McAuley
kraj produkcji - USA / Kanada
światowa premiera - 5 października 2013
premiera w Polsce - 21 maja 2014 (tv)
źródło - dvd (Three Wolves, UK)

   W ramach odbywania szkolnej kary szóstka nastolatków wraz z nauczycielem Aaronem wybiera się na opuszczoną farmę Millerów, by zabrać z niej stracha na wróble na odbywający się od stu lat w ich miasteczku festiwal. Na miejsce przybywa dawno nie widziana w mieście była dziewczyna Aarona - Kristen oraz jej drugi ex-chłopak, Eddie. Obaj mężczyźni nie przepadają za sobą, ale kiedy dochodzi do konfrontacji z tajemniczą istotą, która zaczyna polować na znajdujących się na polu ludzi, będą musieli ze sobą współpracować, by utrzymać przy życiu siebie i szóstkę kłopotliwych nastolatków.



   POLE STRACHU Sheldona Wilsona to pozornie kolejny monster movie, którego jedynym przeznaczeniem było zasilenie ramówki stacji SyFy specjalizującej się w tego typu produkcjach.Niespodzianką dla mnie jest to, że w tym przypadku nie za bardzo jest na czym wieszać psy, gdyż film ten okazał się być całkiem strawną rozrywką, która co prawda daleka jest od ideału, ale bardzo blisko zbliżyła się do poziomu zarezerwowanego dotąd dla bardziej prestiżowych projektów. Takie wady jak słabe aktorstwo i kiepskie efekty CGI, co w tym przypadku wydawało się rzeczą niemożliwą, poszły w niepamięć,a Sheldon Wilson potwierdził, że nie jest telewizyjnym wyrobnikiem, a całkiem sprawnie poruszającym się po obszarze grozy reżyserem, który wie o co w tym wszystkim chodzi.


   Fabuła nie zaskakuje niczym nowym. Ot grupka odciętych od świata bohaterów musi zmierzyć się z czymś, co związane jest z miejscową legendą o strachu na wróble. Twórcy filmu bardzo szybko przystępują do atakowania widza scenami, w których coś zaczyna atakować naszych antagonistów pozostając przy tym niewidocznym dla naszych oczu. Tu można zarzucić scenarzyście, że zbyt szybko rzucił bohaterów w wir scen mających nas trzymać w napięciu zaniedbując przy tym właściwą ekspozycję. To też trudno nam przejąć się postaciami, o których prawie nic nie wiemy. Na ratunek pośpieszył reżyser, któremu to nie zaszkodziło w wykreowaniu bardzo dobrych scen rozgrywających się pośrodku pola kukurydzianego i w opuszczonej posiadłości Millerów. Po pierwszych atakach tytułowego antagonisty następuje chwila oddechu i dopiero wtedy można co nieco dowiedzieć się o (już tylko) czwórce uczniów, którzy tworzą dość ograny zestaw postaci znanych z co drugiego teen-horroru. Mamy tu więc wysportowanego przystojniaka, cichą i nieśmiałą kujonkę, zamkniętego w sobie outsidera i typową panikarę. Zabrakło szkolnych dręczycieli? No cóż, ci zginęli zaskakująco szybko nie irytując dłużej widzów swym szczeniackim zachowaniem.


   Po chwili oddechu nasi antagoniści postanawiają w jakiś sposób opuścić przeklętą farmę i wtedy dopiero objawia się naszym oczom stwór, którego wygląd daleki jest od tego czego moglibyśmy się spodziewać po filmie zatytułowanym po prostu SCARECROW. Sam nie wiem jak określić to coś pojawiające się od tego momentu dość często na ekranie, ale na pewno nie można w tym czymś znaleźć żadnego podobieństwa do stracha na wróble. Monstrum te ma bardzo upiorne oblicze, a cała reszta tworzy coś na kształt odwłoku z krzaczastymi kończynami. Chciałbym w tym miejscu bardzo pochwalić ekipę odpowiedzialną za efekty CGI, bo te są naprawdę dobre przez co trudno mi było uwierzyć, że oglądam film wyprodukowany dla stacji Syfy. Naprawdę dobra robota i nie powiem, przez jakiś czas widok ciemnoziemnistego stwora potrafił wprowadzić mnie w przyjemny dla fana horroru stan niepokoju. Jednak wraz z postępem akcji, gdy zło zostało już oswojone, groza zaczęła gdzieś umykać, a ja byłem już tylko ciekawy w jaki sposób stwór zostanie pokonany.


   Tu muszę powiedzieć, że o ile początek filmu naprawdę trzymał w napięciu pomimo tego, że rozgrywał się w ciągu dnia, to im dalej w las tym robiło się mniej strasznie, a i napięcie malało wraz z każdą sceną. Sytuacji nie poprawił toczący się na zrujnowanym statku wycieczkowym finał, w którym konfrontacja została sprowadzona do średnio zajmującej zabawy w kotka i myszkę. Na osłodę pozostała przemiana jednej z bohaterek, która okazała się być totalną jędzą (łagodnie mówiąc), za co spotkała ją zasłużona śmierć w trybikach nowoczesnego kombajnu. Niestety słodki widok wciąganego między ostrza ciała został nam oszczędzony, co mocno złagodziło tę scenę, pozostawiając fanów gore z mocnym niedosytem. I tak jest przez cały film. Praktycznie nie jest nam dane zobaczyć momentów, w których stwór masakruje swe ofiary. W zamian nie rzadko naszym oczom ukażą się potwornie zmasakrowane zwłoki, które wyglądają naprawdę kozacko, a ich twórcy mieli chyba tego pełną świadomość, bo pod koniec filmu nawet trochę przesadzili z liczbą ujęć zmasakrowanego mężczyzny z nadżartą przez upiora twarzą. Nie ulega jednak żadnej wątpliwości fakt, że ludziom odpowiedzialnym za efekty komputerowe, jak również i te praktyczne należą się słowa uznania.


   To samo można powiedzieć o aktorach. Oczywiście na pierwszy plan wysuwa się tu urocza Lacey Chabert, do której mam nieuzasadnioną słabość, choć kiedyś mnie wkurzała będąc nad wyraz przemądrzałą smarkulą w serialu Ich pięcioro. Reszta aktorów sprawuje się nad wyraz dobrze pomimo tego, że oprócz Robina Dunne'a i Jerry Wassermana trudno tu znaleźć wśród obsady jakieś bardziej znane nazwiska. Pochwały należą się zwłaszcza dla Britney Willson grającej bardzo dynamiczną i barwną postać z rodzaju tych, które po prostu kochamy nienawidzić.
   Nie sposób też dostrzec sprawnej pracy operatorskiej i dobrego wykorzystania lokacji. Jedną z moich ulubionych jest pole kukurydziane budzące w tym przypadku niepokój pomimo tego, że oglądamy je tylko w scenach dziennych. To samo można zresztą powiedzieć o posiadłości Millerów, do której pomieszczeń wdzierają się promyki słońca przez zabite dechami okna, a która przez chwilę jest azylem dla ukrywających się w niej bohaterów. Dobrze też ustawiono ujęcia, w których monstrum objawia się nam gdzieś na dalszym planie za plecami nieświadomych jego obecności protagonistów, co jest jednym z najlepszych sposobów na podniesienie w widzu napięcia.


   Jak widać POLE STRACHU to horror może nie wolny od wad, będący jednak na tyle sprawnie zrealizowanym patrzydłem, że nie sposób się nad nim pastwić, a który naprawdę w wielu momentach potrafi cieszyć oczy fanów wszelkich monster movies, nawet tych z wyższej półki. Musicie jednak pamiętać, że mówię to z perspektywy widza, który niejedną SyFiastą rzecz już w życiu oglądał i który wie, że niezwykle trudno trafić na dobrze zrobioną telewizyjną produkcję, której nie trzeba traktować z przymrużeniem oka. Ja osobiście bardzo bym się cieszył, gdyby wszystkie produkcje stacji SyFy prezentowały zbliżony poziom do filmu Wilsona. Fanom wszelkich "kukurydzianych" horrorów jak najbardziej polecam!

6/10




  
  

2 komentarze:

  1. Jak widzę stajnię SyFy to z miejsca się zniechęcam. Ale po Twojej recenzji postanowiłam dać temu obrazowi szansę i włączyłam wczoraj TV. I... jestem pozytywnie zaskoczona. Miałeś rację, film na pewno nie jest jakimś arcydziełem, ale ogląda się go całkiem znośnie (jak nie SyFy). Odtwórcy dwóch głównych ról mnie (odwrotnie niż Ciebie) zadowolili. Wygląd a la stracha na wróble choć jest wygenerowany komputerowo (co u mnie na ogół z miejsca go dyskredytuje) w porównaniu do innych CGI nie wywołuje odruchu wymiotnego daleko posuniętą sztucznością. Dodatkowo kilka ciekawych krwawych scen, sporo dynamiki i o dziwo klimatu - szczególnie w trakcie scen w polu kukurydzy, który dla mnie zawsze będzie jedną z najlepszych scenerii dla horrorów. Ogólnie nie było źle - jako taka jednorazowa rozrywka chyba swoje zadanie spełnia. Dzięki za polecenie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie ma sprawy Buffy! Cieszę się że tym razem nie zmarnowałaś 1,5 godziny na kolejny recenzowany przeze mnie film, ale nie wiem gdzie wyczytałaś o jakiejś krytyce w stosunku do obsady, bo ja nic takiego nie napisałem :)
    Wkrótce napiszę coś o MOTHMANIE tego samego reżysera, w którym to potwór ponoć podobny jest do tego z POLA STRACHU. Z tą różnicą, że ma skrzydła. Oceny słabsze, ale muszę się przekonać na własnej skórze co to za dziełko. Płytka od kilku miesięcy czeka na obejrzenie...
    PS. Ja też uwielbiam scenerię pola kukurydzianego!

    OdpowiedzUsuń