reżyseria - Zach Lipovsky
scenariusz - Brook Durham
obsada
- Danica McKellar, Kenneth Mitchell, Mike Dopud, Roger R. Cross, Terry
Chen, Rekha Sharma, Apolo Ohno, Joseph Allan Sutherland, Scott McNeil,
Juliah Sarah Stone
kraj produkcji - Kanada / USAświatowa premiera - 19 stycznia 2013
polska premiera - 16 lutego 2013 (tv)
źródło - tv (Sci-Fi Universal)
Grupa przyjaciół wybiera się do położonego w Taslandii parku
narodowego, by tam poćwiczyć base jumping. Pierwszy skacze Stone, ale
wskutek zbyt późnego otwarcia spadochronu wpada do pieczary lądując na
stalagmicie, który przebija jego ciało. Krew mężczyzny przypadkowo
powołuje do życia zmutowane diabły tasmańskie. Wkrótce pozostali
członkowie ekipy zostają zatrzymani przez strażników leśnych z powodu
nielegalnego wtargnięcia na teren parku. Gdy wszyscy zorientują się z
grożącego im niebezpieczeństwa, będzie już za późno. Krwiożercze stwory
zaczynają atakować kolejnych członków wyprawy i tylko wzajemna
współpraca strażników i skoczków może je posłać do wszystkich diabłów!
Chciałbym rzec, że to kolejny niezły film ze stajni SyFy, ale niestety
jest coś co całkowicie przekreśliło szansę na danie DIABŁU TASMAŃSKIEMU
pozytywnej oceny. A przecież pełnometrażowy debiut Zacha Lipovskiego
ogląda się nawet z całkiem sporym zainteresowaniem. Mamy tu co prawda
typową i zgraną do bólu ramę fabularną, ale po pierwsze: bohaterami
uczyniono tu trzydziestokilkulatków, którym nie w głowie seks i
narkotyki, a bardziej wyszukane zajęcia i co najważniejsze nie sprawiają
oni wrażenia przypadkowo dobranych osób, które łączy tylko wspólna
pasja. Druga rzecz: niedoświadczony w sumie reżyser potrafi budować
napięcie i stawiać postaci w sytuacjach, które każą nam nerwowo obgryzać
paznokcie z obawy o ich życie. Nie raz już powtarzałem tu na blogu, że
można mnie kupić dzięki bohaterom, których da się lubić, co jest
niezbędnym elementem przyczyniającym się do wzrostu mojego
zainteresowania ich losem, a tym samym całym filmem. Do najbardziej
trzymających w napięciu scen zaliczam tę, w której jedna z postaci chowa
się przed stworami między konarami drzewa jak i moment, w którym jedna z
kreatur uderza w podstawę wieży obserwacyjnej ze znajdującą się w niej
parą bohaterów.
To, co nie pozwoliło w pełni delektować się seansem DIABŁA TASMAŃSKIEGO (swoją drogą dziwi mnie polski tytuł filmu skoro diabły są trzy), to bardzo słabe efekty specjalne. Niestety tytułowe stwory nie prezentują się nawet przeciętnie i będą solą w oku dla każdego widza oczekującego od tego typu filmu przynajmniej przyzwoitego jak na telewizyjne standardy CGI. Diabły tasmańskie wyglądają po prostu okropnie to też nie dziwi fakt, że niezbyt często pokazywane są w pełnej krasie. Trudno też rozpoznać w nich przedstawicieli australijskiej fauny. Jest to tak naprawdę jedyny czynnik, który nie pozwolił mi postawić temu filmowi oceny na miarę tej, którą otrzymało ode mnie Pole strachu będące jednym z obrazów, z których stacja SyFy powinna być dumna. Jeśli chodzi o sceny gore to nie za wiele na ten temat mogę powiedzieć z tego prostego względu, że DIABEŁ TASMAŃSKI pokazywany jest w Polsce w wersji ocenzurowanej. Wypadło z niej kilka scen z oficjalnego zwiastuna takich jak rozdarcie ciała Stone'a czy odgryziona (?) twarz Simone'a, ale na szczęście została ta, w której jeden ze strażników pojawia się w kadrze z policzkiem przebitym przez gałąź drzewa.
Do niezaprzeczalnych atutów DIABŁA TASMAŃSKIEGO należy też przyzwoite aktorstwo, lepsze niż w większości filmów ze stajni SyFy. Prym wiedzie tu Danica McKellar, którą większość z widzów powinna pamiętać z serialu Cudowne lata. Danica odwala tu kawał dobrej aktorskiej roboty, a jej postać z miejsca zyskuje sympatię już podczas sceny, w której dogryza zarozumiałej dziewczynce. Pozostali aktorzy spisują się równie dobrze i aż żal, że mając do dyspozycji dobrą obsadę i czującego klimat reżysera, producentom nie starczyło samozaparcia, by zatrudnić odpowiednio wykwalifikowaną ekipę od efektów specjalnych. Tym samym nawet mnie, osobie która potrafi przymrużyć oko na różne uchybienia twórców współczesnego kina grozy, a zwłaszcza powstającego dla stacji SyFy, DIABEŁ TASMAŃSKI jawi się jako obraz z potwornie niewykorzystanym potencjałem na całkiem dobre kino. Jeśli ktoś nie wierzył, że złe CGI jest w stanie zabić nawet najlepszą fabułę, to oto niechlubny przykład tego zjawiska. Nie wątpię, że dam temu filmowi jedną szansę, ale póki co ocena musi być taka jaka jest.
To, co nie pozwoliło w pełni delektować się seansem DIABŁA TASMAŃSKIEGO (swoją drogą dziwi mnie polski tytuł filmu skoro diabły są trzy), to bardzo słabe efekty specjalne. Niestety tytułowe stwory nie prezentują się nawet przeciętnie i będą solą w oku dla każdego widza oczekującego od tego typu filmu przynajmniej przyzwoitego jak na telewizyjne standardy CGI. Diabły tasmańskie wyglądają po prostu okropnie to też nie dziwi fakt, że niezbyt często pokazywane są w pełnej krasie. Trudno też rozpoznać w nich przedstawicieli australijskiej fauny. Jest to tak naprawdę jedyny czynnik, który nie pozwolił mi postawić temu filmowi oceny na miarę tej, którą otrzymało ode mnie Pole strachu będące jednym z obrazów, z których stacja SyFy powinna być dumna. Jeśli chodzi o sceny gore to nie za wiele na ten temat mogę powiedzieć z tego prostego względu, że DIABEŁ TASMAŃSKI pokazywany jest w Polsce w wersji ocenzurowanej. Wypadło z niej kilka scen z oficjalnego zwiastuna takich jak rozdarcie ciała Stone'a czy odgryziona (?) twarz Simone'a, ale na szczęście została ta, w której jeden ze strażników pojawia się w kadrze z policzkiem przebitym przez gałąź drzewa.
Do niezaprzeczalnych atutów DIABŁA TASMAŃSKIEGO należy też przyzwoite aktorstwo, lepsze niż w większości filmów ze stajni SyFy. Prym wiedzie tu Danica McKellar, którą większość z widzów powinna pamiętać z serialu Cudowne lata. Danica odwala tu kawał dobrej aktorskiej roboty, a jej postać z miejsca zyskuje sympatię już podczas sceny, w której dogryza zarozumiałej dziewczynce. Pozostali aktorzy spisują się równie dobrze i aż żal, że mając do dyspozycji dobrą obsadę i czującego klimat reżysera, producentom nie starczyło samozaparcia, by zatrudnić odpowiednio wykwalifikowaną ekipę od efektów specjalnych. Tym samym nawet mnie, osobie która potrafi przymrużyć oko na różne uchybienia twórców współczesnego kina grozy, a zwłaszcza powstającego dla stacji SyFy, DIABEŁ TASMAŃSKI jawi się jako obraz z potwornie niewykorzystanym potencjałem na całkiem dobre kino. Jeśli ktoś nie wierzył, że złe CGI jest w stanie zabić nawet najlepszą fabułę, to oto niechlubny przykład tego zjawiska. Nie wątpię, że dam temu filmowi jedną szansę, ale póki co ocena musi być taka jaka jest.
4,5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz