reżyseria - Óscar Rojo
scenariusz - Óscar Rojo
obsada - Mario de la Rosa, Fernando Albizu, Paco Manzanedo, Marta Flich, Sara Gómez
kraj produkcji - Hiszpania
światowa premiera - 27 kwietnia 2013
premiera w Polsce - 19 września 2014 (tv)
źródło - tv (Cinemax)
Marcos Vela jest cieszącym się wielką renomą krytykiem kulinarnym. Mężczyzna przyjmuje od swego wydawcy zlecenie na napisanie artykułu dotyczącego tajnych restauracji. Są to miejsca, do których wstęp mają nieliczni i to za sowitą opłatą. Wkrótce Marcos wpada na trop lokalu, w którym jego gospodarz częstuje swych zacnych gości potrawami z ludzkiego mięsa.
WSZYSTKOŻERNI to przedstawiciel wracającego do łask kina kanibalistycznego, które przeżywało swój rozkwit na przełomie lat 70-ych i 80-ych za sprawą kilku europejskich twórców. O takich tytułach jak Cannibal Holocaust, Cannibal Ferox, Zjedzeni żywcem czy Anthropophagus słyszał zapewne niejeden miłośnik ekranowej grozy. Inną sprawą jest to, czy odważył się je obejrzeć. Wszak kino te jest mocno kontrowersyjne, nastawione na zszokowanie i obrzydzenie widza i założę się, że nie każdy ma odwagę sięgać po filmy o takiej tematyce. A jeżeli już, robi to z czystej ciekawości będąc w przekonaniu, że sięga po zakazany owoc. I nic w tym dziwnego, gdyż filmy te trafiały często na niesławną listę video nasties, co przynosiło odwrotny skutek od zamierzonego. Obrazy te miast zatonąć w odmętach niechcianych dzieł kinematografii zyskiwały niesłychaną popularność, często większą niż na to zasługiwały. Mimo, że autorski film Óscara Roji trafić na listę produkcji zakazanych szansy mieć nie będzie ze względu na czasy w jakich powstał, to już jest chwalony za odważne podejście do tematu i zbiera w większości pozytywne recenzje. I powiem Wam, że bardzo się temu dziwię.
Zacznę może od fabuły, która jest niesamowicie prosta i wydaje mi się, że skrócenie filmu o jakieś pół godziny i włączenie go do jakiejś serii typu Masters of Horror wyszłoby mu na dobre. W pierwszej połowie filmu nasz główny bohater zwiedza dwa eleganckie przybytki, przy czym już wtedy może zastanawiać widza fakt, że ich właściciele nie robią sobie nic z tego, że goszczą u siebie dziennikarza, który może napsuć im w interesach. W międzyczasie, żebyśmy się zanadto nie nudzili, oglądamy opóźnionego w rozwoju draba napadającego pod osłoną nocy na przechadzających się po ciemnych uliczkach nocnych marków. I tu też dziwić może to z jaką łatwością mu to wychodzi, dopóty nie będziemy świadkami napaści na jedną z jego ofiar, która nic sobie z tego nie robi, że w jego kierunku idzie uzbrojony w tłuczek do mięsa osiłek. Ten wydaje się być dalekim krewnym Leatherface'a. Choć nie posiada piły, a tłuczek jest jakby mniejszy, to cechuje go podobna natura i cisza w jakiej przystępuje do oprawiania swych wrzeszczących ofiar, które wiesza na haku do mięsa. Wróćmy jednak do Marcusa i jego śledztwa.
W końcu bowiem nasz gryzipiórek dowiaduje się o tym przybytku, w którym goście oddają się kanibalizmowi. Marcus, za namową wietrzącego ogromne zyski wydawcy, postanawia zwiedzić i to miejsce. I tu rzeczywiście można poczuć, że jego gospodarz przedsięwziął odpowiednie kroki, by progów jego jadalni nie przekroczył ktoś, kto mógłby mu zaszkodzić. To też z początku jest bardzo podejrzliwy w stosunku do swego nowego klienta, dopóty ten nie przełknie pierwszego kęsa wiadomej potrawki. Potem wszelkie środki bezpieczeństwa w stosunku do Marcusa zostają zarzucone. Wszak próbując ludzkiego mięsa stał się on współwinnym zbrodni, nieprawdaż? I tu opcje mogły być tylko dwie. Albo oni zdemaskują Marcusa albo on zostanie zdemaskowany przez nich. Zaskakujący finał powinien zadowolić widzów i jest on jednym z niewielu pozytywnych aspektów filmu, choć można było sobie darować retrospekcję w stylu Piły.
Trzeba przyznać, że jak na taką odważną tematykę, WSZYSTKOŻERNI są dziełem dość oszczędnym w epatowaniu makabrą. Do najmocniejszych scen należy zdecydowanie ta z prologu filmu, w którym mały chłopiec przymierając z głodu zmuszony jest do zjedzenia trupa zmarłej na tajemniczą chorobę matki. Jej na wpół zjedzone zwłoki to chyba jedyny mogący wstrząsnąć widzem widok, bo już na pewno nie będzie nim półmisek ozdobiony dwiema sztucznymi ludzkimi głowami, ucięta kończyna czy nóż wbity w szyję, z której zaczyna tryskać krew. Wydaje mi się, że twórcom zabrakło odpowiedniego budżetu by pójść na całość, co zresztą widać po fakturze obrazu jaka cechuje produkcje telewizyjne. I tak musimy się zadowolić przez większą część czasu widokiem podwieszonych na hakach nagich ofiar obu płci - wierzgających, krzyczących, płaczących i błagających o litość. Myślałem, że może scena, w której uczestnicy zakazanej uczty zaczną spożywać ludzkie mięso dostarczy mi jakichś mocniejszych wrażeń. I tu nic z tego, gdyż mięsko jest estetycznie przyrządzone, niczym się nie różniąc od tego z kurczaka i rozgryzane przez pozbawione moralnych uprzedzeń postaci w żaden sposób nie wywołało mdłości. To też już jedna krótka scena z Hostelu 2 Eli Rotha była pod tym względem bardziej wymowna.
WSZYSTKOŻERNI jawią się według mnie jako dzieło zmarnowanych szans na ciekawe i odważne kino. Owszem, tematyka zachęca do obejrzenia, jak i wielce obiecujący wstęp. Jednak, jak się szybko okaże, niedługi przecież obraz Roji potrafi często przynudzać, a na pewno nie potrafi dostarczyć takich emocji (pozytywnych bądź negatywnych) jak najsłynniejsi przedstawiciele kina kanibalistycznego. Pozbawiony jest przy tym cięższego klimatu i wyrazistych kreacji aktorskich. Na uwagę zwraca jedynie odtwórca roli niemego rzeźnika Paco Manzanedo, na którego patrzy się z wielkim niepokojem. Grający rolę Marcosa Mario de la Rosa nie potrafił swego bohatera obdarzyć bogatą mimiką, ale przynajmniej swe kwestie wygłasza naturalnie, czego nie można powiedzieć o grającym mistrza ceremonii Fernandzie Albizu. Natomiast nie zawiodą się miłośnicy kobiecego piękna, gdyż żeńskie postaci często i nader chętnie (o ile nie wiszą na haku) wskakują Marcusowi do łóżka eksponując widzowi swe wdzięki. Więcej grzechów nie pamiętam, ale na pewno nie będę zawracał sobie głowy WSZYSTKOŻERNYMI w przyszłości, gdyż nie ma tu nic, co by zachęciło mnie do jego ponownego obejrzenia. Wiedzcie jednak, że jestem jedną z niewielu osób krytykujących ten film, to też nie odradzam seansu. Całkiem możliwe, że będziecie mieć o nim odmienne zdanie.
3,5/10
A ja tam kocham włoskie klasyczne kino kanibalistyczne i uważam, że zasłużyło sobie na tak wielką popularność (pomijając sceny prawdziwego uśmiercania zwierząt). Za to film "Wszystkożerni" tak samo jak Ciebie mnie rozczarował. Hiszpanie chyba nie mają tego wrodzonego wyczucia estetyki gore, co Włosi i nie potrafią okrasić jej odpowiednio brudnym klimatem. Fabuła, choć skopiowana z Mastertona całkiem wciągająca (ja tam nie szukam przede wszystkim oryginalności w horrorach), ale pod kątem gore i klimatu to bardzo słabiutko.
OdpowiedzUsuń