reżyseria - Nick Lyon
scenariusz - Craig Engler, Brooks Peck
obsada - Ving Rhames, Taryn Manning, Johnny Pacar, Gary Weeks, Lesley-Ann Brandt, Eddie Steeples, Robert Blanche, Gerald Webb, Lilan Bowden, Anya Monzikova, Lauran Doverspike
kraj produkcji - USA
światowa premiera - 29 października 2011
premiera w Polsce - 9 października 2014 (tv)
źródło - blu-ray (Anchor Bay, UK)
W 2011 roku nieznany wirus atakuje ziemską populację zamieniając 90% ludności w zombie. Kevin, Billy i Ramona znajdują schronienie w chacie na odludziu. Podczas poszukiwania jedzenia w wyludnionym miasteczku zostają zaatakowani przez hordę żywych trupów. Nieoczekiwanie przybywa im z pomocą grupa ocalałych, która rozprawia się z nieumarłymi. Niestety Kevinowi nie udaje się przeżyć ataku zombie, a Billy z Ramoną dołączają do swych wybawców. Ci chcą dotrzeć do znajdującego się po drugiej stronie miasta portu, z którego zabrać ma ich statek na Catalina Island, miejsca nietkniętego przez śmiertelną zarazę.
Świt żywych trupów Zacka Snydera był jak kij rzucony w mrowisko. Zewsząd zaczęły powstawać coraz to kolejne produkcje opowiadające o walce ludzi z żywymi trupami, po który to temat ponownie sięgnął sam ojciec tego nurtu George A. Romero reżyserując w przeciągu pięciu lat aż trzy horrory kontynuujące zapoczątkowaną przez niego serię z "... of the Dead" w tytule. Modę na zombiaki podkręciła w 2010 roku stacja Fox emitując sześcioodcinkowy serial The Walking Dead, który okazał się wielkim telewizyjnym fenomenem zgarniając masę nagród i wyróżnień, a że nasze ukochane studio Asylum lubi czerpać z popularności na jaką jego własne produkcje nie mogą zazwyczaj liczyć, to też już w 2011 ujrzała światło dzienne APOKALIPSA ZOMBIE wyreżyserowana przez Nicka Lyona, autora Gatunku 4: Przebudzenie. Efekt mnie zaskoczył. Pozytywnie, rzecz jasna, i choć daleki jestem od wpadania w zachwyt, to miałbym ochotę napisać specjalne podziękowania dla Asylum za to, że w końcu udało im się wyprodukować coś, co przekroczyło środek mojej skali ocen.
Historia jest prosta jak ta, w której jakiś tam staruszek przemierzał Amerykę na traktorze, by pogodzić się z chorym bratem. W tym wypadku celem naszych bohaterów jest bezpieczne dotarcie do portu, co nie jest takie łatwe, gdyż podróż jest długa i na swej drodze co rusz wpadają na sfory żywych trupów. Do tego właśnie ogranicza się cała akcja filmu. Do ciągłego łażenia i oganiania się od zombie. I można by to uznać za jego sporą wadę, gdyby nie postaci. Wszystkie bez wyjątku nie były mi obojętne, co jak na współczesne horrory jest rzeczą niezmiernie rzadką, zwłaszcza w kinie klasy C, a takim jest, i nie ma co tego ukrywać, APOKALIPSA ZOMBIE. Chyba twórcy zdawali sobie sprawę z tego, że mają w rękach fajne postaci, które później ewentualnie będzie można wykorzystać w sequelu i postanowili mocno ograniczyć liczbę trupów (nie zombie).
I tu właśnie należy szukać największej wady filmu. Wszak po to oglądamy takie produkcje, by cieszyć oczy zombiakami wgryzającymi się w ciała swych ofiar i wyszarpującymi z nich wnętrzności. Tu czegoś takiego nie ma. Nie dosyć, że body count niski, to jeszcze ataki ograniczają się do otoczenia ofiary i konsumowania jej z dala od kamery. No dobra, ale przecież nasi protagoniści nie są żadnymi lamusami i posyłają na wieczny odpoczynek dziesiątki zombie. Szkoda tylko, że to wszystko pokazywane jest przy dużym wsparciu CGI, co mocno ogranicza frajdę z tych potyczek. Komputerowa krew leje się gęsto i zombiaki przyjmują na klatę ciosy z różnych broni, które robią im komputerowe rany. Co do samych żywych trupów i ich charakteryzacji, to jestem też rozczarowany. Widać, że tylko niektórym ze statystów poświęcono więcej uwagi, by ci wyglądali na umarlaków. Podobał mi się zwłaszcza dwumetrowy typ, którego Henry załatwił piłą mechaniczną. Na ogół charakteryzacja większości zombie ogranicza się do twarzy, co mocno kontrastuje z ich ładnie opalonymi rękami. Jak na Asylum przystało znalazło się tu też kilka wpadek technicznych. Co jakiś czas widzimy przepiękną panoramę miasta z mnóstwem przejeżdżających przez nie aut. Te zobaczymy też w tle w scenie, w której bohaterowie idą kanałem. W innym momencie można dostrzec też przechodnia, który nawet pewnie się nie zorientował, że wystąpił w filmie.
Żeby jednak nie narzekać, to chcę zaznaczyć, że mimo kilku wpadek APOKALIPSA ZOMBIE wygląda jak film z nie asylumowskiej bajki. Doszło nawet do tego, że bardzo spodobało mi się ujęcie, w którym bohaterowie spoczęli na tle wraku samolotu. Co więcej, spodobał mi się też tak krytykowany przez wielu widzów finał z tygrysim zombie, który jest chyba najlepiej animowaną kreaturą stworzoną przez współpracujących ze studiem speców od efektów. Co prawda każdy pewnie liczył na bardziej humanoidalnego bossa, ale czego tu oczekiwać od Asylum wysyłającego rekiny w pobliże cumulusów. I koniec końców muszę pochwalić obsadę aktorską za całkiem dobrze wykonaną robotę. Oczywiście na pierwszy plan wysuwa się cały czas skupiający na sobie uwagę Ving Rhames. Mnie osobiście ucieszył udział w filmie Taryn Manning, aktorki o niezwykle ciekawej barwie głosu, a też całkiem ładnej. Panowie zresztą powinni być zadowoleni, bo niewiast tu sporo i każda z nich reprezentuje sobą inny typ urody.
Podsumowując: APOKALIPSA ZOMBIE jest przede wszystkim filmem skierowanym do miłośników tematyki zombie. Na pewno dużo brakuje mu do ideału i cierpi on na kilka denerwujących rozwiązań, które niektórych fanatyków mogą mocno rozwścieczyć. Za inne natomiast można pochwalić. Np. za to, że każdy z bohaterów dzierży inną broń, co przybliża film do gry video, w której gracz przed rozpoczęciem poziomu wybiera sobie ekwipunek towarzyszący mu przez większą część rozgrywki. Co najważniejsze, mimo swych wad, jest to produkcja na której nie sposób się nudzić. Przynajmniej jeśli chodzi o mnie, bo nie wiem czego mogą od takich filmów oczekiwać inni widzowie. Głębszej fabuły, spaniałych efektów, mnóstwa gore? Toż to Asylum przecież!
Świt żywych trupów Zacka Snydera był jak kij rzucony w mrowisko. Zewsząd zaczęły powstawać coraz to kolejne produkcje opowiadające o walce ludzi z żywymi trupami, po który to temat ponownie sięgnął sam ojciec tego nurtu George A. Romero reżyserując w przeciągu pięciu lat aż trzy horrory kontynuujące zapoczątkowaną przez niego serię z "... of the Dead" w tytule. Modę na zombiaki podkręciła w 2010 roku stacja Fox emitując sześcioodcinkowy serial The Walking Dead, który okazał się wielkim telewizyjnym fenomenem zgarniając masę nagród i wyróżnień, a że nasze ukochane studio Asylum lubi czerpać z popularności na jaką jego własne produkcje nie mogą zazwyczaj liczyć, to też już w 2011 ujrzała światło dzienne APOKALIPSA ZOMBIE wyreżyserowana przez Nicka Lyona, autora Gatunku 4: Przebudzenie. Efekt mnie zaskoczył. Pozytywnie, rzecz jasna, i choć daleki jestem od wpadania w zachwyt, to miałbym ochotę napisać specjalne podziękowania dla Asylum za to, że w końcu udało im się wyprodukować coś, co przekroczyło środek mojej skali ocen.
Historia jest prosta jak ta, w której jakiś tam staruszek przemierzał Amerykę na traktorze, by pogodzić się z chorym bratem. W tym wypadku celem naszych bohaterów jest bezpieczne dotarcie do portu, co nie jest takie łatwe, gdyż podróż jest długa i na swej drodze co rusz wpadają na sfory żywych trupów. Do tego właśnie ogranicza się cała akcja filmu. Do ciągłego łażenia i oganiania się od zombie. I można by to uznać za jego sporą wadę, gdyby nie postaci. Wszystkie bez wyjątku nie były mi obojętne, co jak na współczesne horrory jest rzeczą niezmiernie rzadką, zwłaszcza w kinie klasy C, a takim jest, i nie ma co tego ukrywać, APOKALIPSA ZOMBIE. Chyba twórcy zdawali sobie sprawę z tego, że mają w rękach fajne postaci, które później ewentualnie będzie można wykorzystać w sequelu i postanowili mocno ograniczyć liczbę trupów (nie zombie).
I tu właśnie należy szukać największej wady filmu. Wszak po to oglądamy takie produkcje, by cieszyć oczy zombiakami wgryzającymi się w ciała swych ofiar i wyszarpującymi z nich wnętrzności. Tu czegoś takiego nie ma. Nie dosyć, że body count niski, to jeszcze ataki ograniczają się do otoczenia ofiary i konsumowania jej z dala od kamery. No dobra, ale przecież nasi protagoniści nie są żadnymi lamusami i posyłają na wieczny odpoczynek dziesiątki zombie. Szkoda tylko, że to wszystko pokazywane jest przy dużym wsparciu CGI, co mocno ogranicza frajdę z tych potyczek. Komputerowa krew leje się gęsto i zombiaki przyjmują na klatę ciosy z różnych broni, które robią im komputerowe rany. Co do samych żywych trupów i ich charakteryzacji, to jestem też rozczarowany. Widać, że tylko niektórym ze statystów poświęcono więcej uwagi, by ci wyglądali na umarlaków. Podobał mi się zwłaszcza dwumetrowy typ, którego Henry załatwił piłą mechaniczną. Na ogół charakteryzacja większości zombie ogranicza się do twarzy, co mocno kontrastuje z ich ładnie opalonymi rękami. Jak na Asylum przystało znalazło się tu też kilka wpadek technicznych. Co jakiś czas widzimy przepiękną panoramę miasta z mnóstwem przejeżdżających przez nie aut. Te zobaczymy też w tle w scenie, w której bohaterowie idą kanałem. W innym momencie można dostrzec też przechodnia, który nawet pewnie się nie zorientował, że wystąpił w filmie.
Żeby jednak nie narzekać, to chcę zaznaczyć, że mimo kilku wpadek APOKALIPSA ZOMBIE wygląda jak film z nie asylumowskiej bajki. Doszło nawet do tego, że bardzo spodobało mi się ujęcie, w którym bohaterowie spoczęli na tle wraku samolotu. Co więcej, spodobał mi się też tak krytykowany przez wielu widzów finał z tygrysim zombie, który jest chyba najlepiej animowaną kreaturą stworzoną przez współpracujących ze studiem speców od efektów. Co prawda każdy pewnie liczył na bardziej humanoidalnego bossa, ale czego tu oczekiwać od Asylum wysyłającego rekiny w pobliże cumulusów. I koniec końców muszę pochwalić obsadę aktorską za całkiem dobrze wykonaną robotę. Oczywiście na pierwszy plan wysuwa się cały czas skupiający na sobie uwagę Ving Rhames. Mnie osobiście ucieszył udział w filmie Taryn Manning, aktorki o niezwykle ciekawej barwie głosu, a też całkiem ładnej. Panowie zresztą powinni być zadowoleni, bo niewiast tu sporo i każda z nich reprezentuje sobą inny typ urody.
Podsumowując: APOKALIPSA ZOMBIE jest przede wszystkim filmem skierowanym do miłośników tematyki zombie. Na pewno dużo brakuje mu do ideału i cierpi on na kilka denerwujących rozwiązań, które niektórych fanatyków mogą mocno rozwścieczyć. Za inne natomiast można pochwalić. Np. za to, że każdy z bohaterów dzierży inną broń, co przybliża film do gry video, w której gracz przed rozpoczęciem poziomu wybiera sobie ekwipunek towarzyszący mu przez większą część rozgrywki. Co najważniejsze, mimo swych wad, jest to produkcja na której nie sposób się nudzić. Przynajmniej jeśli chodzi o mnie, bo nie wiem czego mogą od takich filmów oczekiwać inni widzowie. Głębszej fabuły, spaniałych efektów, mnóstwa gore? Toż to Asylum przecież!
5,5/10
Jeszcze nie widziałam, ale gdzieś o tym tytule słyszałam. Po przeczytaniu tekstu faktycznie skojarzyło mi się to z grą - przeżyj i dojdź do celu - jak w L4D :D od czasu do czasu lubię uruchomić tematykę zombie, więc może niedługo "zarzucę" sobie ten tytuł. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń