reżyseria - Robert Kurtzman
scenariusz - Art Monterastelli
obsada - Terence Jay, Leah Rachel, Steve Sandvoss, Erin Reese, Germaine De Leon, Lindsey Scott, Tobin Bell
kraj produkcji - USA
światowa premiera - 23 paździenika 2007
premiera w Polsce - 23 paździenika 2009 (dvd)
źródło - dvd (Kino Świat, PL) - galeria zastępcza, źródło - sieć
Spokrewnieni ze sobą Zene i Renee zabierają ze sobą chłopaka dziewczyny Danny'ego, szkolnego dziwaka Phila i dwie kandydatki na członkinie studenckiego bractwa, w podróż do położonego gdzieś na środku pustyni starego domu skrywającego wstydliwy rodzinny sekret. Legendy głoszą, że ich pradziadek pochował w nim żywcem swą pierwszą żonę, która należała do jednego z indiańskich plemion. Plotki mówią też o ukrytym na terenie posiadłości złocie, co spędza sen z powiek chcącego się szybko wzbogacić Zene'a. Gdy cała szóstka przybywa do doglądanego przez lekko stukniętego Lestera domostwa, nikt z nich nie spodziewa się, że przyjdzie im zapłacić za grzechy pradziadka.
POGRZEBANA ŻYWCEM to slasher z wątkami nadprzyrodzonymi, za którego reżyserię odpowiada Robert Kurtzman, uznany twórca charakteryzacji do takich filmów jak Od zmierzchu do świtu, Armia ciemności, Łowcy wampirów i Śmiertelna gorączka. Nie jest to jego pierwsza przygoda z reżyserią, bo już w 1995 roku zrealizował swój pierwszy film, którym był słaby akcyjniak z elementami s-f Kobieta - Demolka. Najważniejszym jak na razie reżyserskim dokonaniem Kurtzmana jest zrealizowany dwa lata później Władca życzeń, który pomimo dużej fali krytyki odniósł jako taki sukces i doczekał się trzech sequeli. Po pracy nad horrorem o złośliwym dżinnie Kurtzman przystopował z kręceniem filmów aż do roku 2007-ego, w którym to premierę miały zrealizowane przez niego The Rage i właśnie POGRZEBANA ŻYWCEM, dystrybuowana w Stanach na rynku video pod szyldem "Dimension Extreme". I o ile cenię sobie Kurtmana jako speca od charakteryzacji i lubię też jego Władcę życzeń, to o jego ostatnim horrorze nie mogę napisać zbyt wiele dobrego.
Zacznijmy od scenariusza, który jest tak pisany jakby odpowiedzialny za niego Art Monterastelii nie miał pojęcia o kinie grozy. I taka jest prawda, bo oprócz pracy nad kilkoma serialami i stworzeniem skryptów do Nożownika i Johna Rambo pan ten nie miał z gatunkiem w ogóle do czynienia. Wydaje mi się, że horrorów też nie oglądał, bo może wtedy by wiedział, że co jakiś czas trzeba dać widzowi to, czego w końcu od takich filmów oczekuje. A tu przeszło godzinę czekamy na to, by w końcu coś zaczęło się dziać, a jak już coś się dzieje, to zaraz pojawiają się napisy końcowe. Co prawda, po drodze jest kilka momentów grozy, ale niemal za każdym razem nic z nich nie wynika i po jakimś czasie zaczyna to mocno irytować. Jedyną przynętą każącą nam siedzieć twardo przed ekranem telewizora jest dość dobra scena śmierci jednej z postaci, która zostaje rozcięta siekierą na dwie symetryczne połówki. No i tak czekamy, czekamy i czekamy na następny fajny moment a tu nic. W zamian otrzymujemy niekończące się dysputy na temat tego, co zrobił a czego nie zrobił prapradziadek kuzynostwa i obserwujemy dwie idiotki, które poddawane są dziwacznym próbom przez będącą przywódczynią bractwa Renee.
I tu trochę zbić z tropu może charakterystyka postaci. Otóż przez cały czas daje się nam do zrozumienia, że Zene'a i Renee łączą jakieś bliżej niesprecyzowane intymne relacje. Najbardziej wymowna pod tym względem jest scena, w której Renee będąc zazdrosna o dokazującego z jedną z dziewczyn kuzyna, zaczyna masować krocze swego chłopaka. Nie będziemy mieć jednak szansy dowiedzieć się, co ich tak naprawdę łączy jak i tego, dlaczego jedna z postaci do połowy filmu pozwala robić z siebie idiotkę, a potem okazuje się znawczynią okultyzmu i chroniących przed złymi siłami amuletów, a też nader ochoczo zgłębia przeszłość właściciela domu przeglądając znalezione w sieci materiały. Po co jej jakieś cholerne bractwo i robienie z siebie pośmiewiska skoro wydaje się być całkiem inteligentną i logicznie myślącą osóbką? Dziwić może również to, że żadne z pięciorga znajomych nie zainteresuje się tym, że ich kolega siedzi nieruchomo przez kilka godzin w aucie nie dając żadnych oznak życia. Ładni mi przyjaciele, ale biorąc pod uwagę ich niezbyt sympatycznie nakreślone sylwetki, to jednak nie ma się co temu dziwić. I tak! Nie ma tu ani jednej sympatycznej postaci, dlatego oczekiwanie na kolejne sceny śmierci jest tym bardziej bolesne Jedynie dwie pomiatane przez Renee dziewczyny w jakiś tam sposób są rozczulająco głupie (przynajmniej jedna do czasu), z kolei wyglądający na sympatycznego Danny wcale takim nie jest.
Tak jak wspomniałem wcześniej, momentów grozy można tu ze świecą szukać, a chyba jedynym zasługującym na większą uwagę jest ten, w którym duch pochowanej żywcem kobiety, wstaje z wypełnionej krwią wanny i zmierza w kierunku niczego nie spodziewającej się ofiary. Jest to jedna z wielu scen, podczas której myślimy, że już za chwilę ktoś oberwie siekierą, a które sprowadzają się do fałszywych jump scenek. Szkoda, bo upiorzyca wygląda nawet nieźle, a dzierżone w jej dłoni narzędzie zbrodni dawało szansę na dobre i ekstremalne kino gore w stylu Topora. A tu mamy zaledwie cztery trupy, z których dwa padają poza ekranem, jeszcze bardziej pogłębiając naszą irytację brakiem jakiejś większej ikry w prowadzeniu akcji. Wszystko jest tu takie bez polotu i wydaje się, że więcej jest tu scen z golizną niż tych mających w nas wzbudzić grozę, a przynajmniej potrzymać nas trochę w napięciu. Koniec końców rozczarowuje też finał, który jest może logicznym zwieńczeniem historii o klątwie ciążącej na rodzinie nikczemnego żonobójcy, ale ja jako fan horroru nie zostałem nim usatysfakcjonowany.
POGRZEBANA ŻYWCEM rozczarowuje, ale też trudno nazwać ten film tragicznym czy słabym. Ot przeciętny, ale dobrze zrealizowany paranormalny slasher, który można obejrzeć i zaraz o nim zapomnieć. Film może zainteresować fanów Tobina Bella (do których ja nie należę) występującego w roli szalonego Lestera, ale jest to jedna z mniej ważnych postaci i ten pojawia się w zaledwie kilku scenach. Aktorsko jest przyzwoicie i trochę mnie zdziwiło, że był to ekranowy debiut Leah Rachel, gdyż zaskakująco dobrze sobie poradziła grając wredną Renee. Ogólnie panowie mają na czym zawiesić oczy i być może właśnie to będzie dla nich największą zaletą dzieła Roberta Kurtzmana. Miłośnicy slasherów raczej się wynudzą.
4,5/10
Dla mnie nudnawy i ciągnący się trochę. Brakowało mi tu jakiś scen, które by bardziej wciągnęły. Ogólnie film obejrzany dawno temu, ale raczej do niego nie wrócę. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że dla mnie ten film był słabiutki. Jakby twórcy na siłę chcieli stworzyć horror, a nie mieli o tym kompletnie pojęcia. Reżyser Robert Kurtzman zaczynał swoją karierę w filmie od pracy przy świetnym „Night of the Creeps”. Niepotrzebnie zabierał się za samodzielną reżyserię.
OdpowiedzUsuń