reżyseria - James Cameron
scenariusz - James Cameron, Gale Anne Hurd
obsada - Arnold Schwarzenegger, Michael Biehn, Linda Hamilton, Paul Winfield, Lance Henriksen, Rick Rossovich, Bess Motta, Earl Boen, Dick Miller, Bill Paxton, Brian Thompson, Brad Rearden
kraj produkcji - USA
światowa premiera - 26 października 1984
źródło - dvd (MGM, UK)
Rok 2029. W świecie zniszczonym wojną atomową panowanie nad Ziemią przejęły mordercze maszyny. Garstka buntowników ostatkami sił próbuje przeciwstawić się bezdusznym robotom, które by przyśpieszyć kres rodzaju ludzkiego wysyłają w przeszłość, do roku 1984, niezniszczalnego cyborga - Terminatora. Jego celem jest Sarah Connor, matka nienarodzonego jeszcze przyszłego lidera rebeliantów, Johna. W ślad za cyborgiem zostaje wysłany jeden z najlepszych żołnierzy buntu przeciwko robotom, Kyle Reese, który zrobi wszystko, by uchronić przyszłą matkę swego przywódcy przed niechybną śmiercią.
Jeden z najlepszych filmów science fiction w historii kina, który powołał do życia niezmiernie charakterystyczną postać - bezwzględnego mordercę z przyszłości, Terminatora. Nie wiem jak potoczyłaby się dalsza kariera Arnolda Schwarzeneggera, gdyby nie udział w drugim filmie Jamesa Camerona (o pierwszym ten wolałby chyba zapomnieć), ale na pewno gdy ktoś wspomina nazwisko muskularnego Austriaka, w pierwszej kolejności przed oczami staje nam rosła postać z gnatem w ręku wypowiadająca sławetne "I'll be back!". Początkowo Cameron planował nakręcić mroczny horror, z którego tu i ówdzie coś zostało, ale ostatecznie Terminator jest konkretną mieszanką thrillera science-fiction i kina akcji, od której nie sposób oderwać oczu. I pomyśleć, że pierwsza część rozrastającej się serii nie była wcale tak wielkim przebojem (zaledwie 21 miejsce w Stanach za 1984 rok), a prawdziwą popularność przyniósł jej dopiero rozrastający się w szybkim tempie rynek video.
Nie da się ukryć, że Terminator to dobrze skrojone kino klasy B, ale te z najwyższej półki. Cameron już na wstępie wprowadza widza w odpowiedni nastrój niepokojąc kolejnymi scenami, które początkowo wydają się nie mieć żadnego sensu nabierając go dopiero w momencie, gdy drogi trójki bohaterów skrzyżują się w nocnym klubie. Film zaczyna się od króciutkiej sceny obrazującej nieokreśloną przyszłość, w której gatunek ludzki jest na wymarciu, a światem rządzą maszyny. Z krótkiego tekstu wprowadzającego dowiadujemy się, że decydująca bitwa pomiędzy obiema stronami konfliktu rozegra się nie w przyszłości, a teraźniejszości. Tak też po napisach początkowych objawia się nam tytułowy bohater filmu, który nagusienki, w blasku wyładowań elektrycznych, zjawia się znikąd na jednej z ulic Los Angeles. W brutalny sposób przywłaszcza ubrania należące do członka jednego z gangów, w sklepie z bronią zaopatruje się w pokaźny arsenał zabijając przy okazji jego właściciela, a następnie wyrusza w miasto szukając kobiet zwących się Sarah Connor. Jedna z nich prowadzi dość nudne życie zarabiając jako kelnerka i próżno szukając dla siebie odpowiedniego mężczyzny. Gdy dobiega ją wieść o zabójstwie kobiety nazywającej się tak samo jak ona, Sarah uznaje to jedynie za dziwny zbieg okoliczności. Jednak tego samego wieczoru dowiaduje się, że zastrzelona została druga Sarah Connor i jeśli morderca działa zgodnie z jakimś planem, to ona może być jego następną ofiarą. Zauważa też, że jest śledzona przez obskurnie wyglądającego mężczyznę, którego uznaje za potencjalne zagrożenie. Jeszcze nie wie, że ten przybył z przyszłości nie po to by ją zabić, ale chronić jej życie za wszelką cenę.
Terminator nie rozpieszcza nas jeśli chodzi zawirowania fabuły prezentując bardzo prostą rozrywkę sprowadzającą się praktycznie do motywu pogoni i ucieczki. Bardzo emocjonującego, warto dodać, bo przysłany z przyszłości cyborg to bezwzględna maszyna do zabijania, która z pełną determinacją wypełnia swą misję nie bacząc na nic i nikogo. Sarah Connor i jej stróż Kyle Reese wydają się być w tym miejscu na straconej pozycji. Tym bardziej, że sama kobieta z początku miast mu przyzwolić na ochronę swego życia traktuje go jak wariata bredzącego trzy po trzy o jakiejś wojnie między ludźmi i maszynami, podróżach w czasie i Terminatorze. W sumie trudno się jej nie dziwić, gdyż takie historie to tylko w kinie science-fiction, a nie w prawdziwym życiu. Jej nastawienie do Reese'a i całej tej porąbanej sytuacji zmienia się, gdy posterunek policji, do którego została przewieziona wraz ze swym obrońcą, zostaje rozniesiony w pył przez bezlitosnego cyborga. Tylko dzięki Kyle'owi udaje się jej kolejny raz przeżyć, ale tylko kwestią czasu jest kiedy znów będzie walczyć o swe życie. Trzeba bowiem zaznaczyć, że Terminator obdarzony jest pewnymi zdolnościami, które pomogą mu w wytropieniu swego celu i to nie bez udziału kolejnych ofiar.
Po reżyserze horroru Pirania 2: Latający mordercy chyba nikt się nie spodziewał tak spójnego i trzymającego w napięciu filmu, który dzięki prostym acz widowiskowym zabiegom inscenizacyjnym dostarcza widzowi porządnej dawki adrenaliny. W Terminatorze spotykają się groza, postapokaliptyczne science-fiction, kino akcji, a nawet romans. Przyznam, że ten ostatni element nie bardzo tu zagrał, bo w pewnym momencie mocno spowalnia tempo filmu, acz okazał się być niezbędnym elementem fabuły, bez którego cała historia nie miałaby najmniejszego sensu. I jeżeli już przy tym jesteśmy, to po każdym seansie filmu uruchamia mi się burza w mózgu próbująca wyjaśnić zawiłości podróży w czasie i jej paradoksy. Jak bym nie próbował ująć tego tematu to i tak zostaję z kilkoma teoriami, z których trudno mi wybrać tę właściwą. Pomimo tej komplikacji cała historia trzyma się jednak kupy, a jej rozkładanie na czynniki pierwsze to działanie wielce niepotrzebne, acz nieuniknione.
Niekwestionowaną gwiazdą Terminatora jest tytułowy antagonista, który powstał przy udziale nie tylko wcielającego się w tę rolę Schwarzeneggera ale i samego Stana Winstona odpowiedzialnego za wygląd cyborga w scenach, gdy ten ulega stopniowemu zniszczeniu. W finale oglądamy już pozbawiony aparycji Arniego szkielet, który wprowadza do filmu jeszcze większą dawkę grozy czyniąc ostateczną rozgrywkę pomiędzy trójką postaci jedną z najbardziej ikonicznych potyczek w historii kina. I pomyśleć, że Cameron musiał walczyć z producentami o to, by jego dzieło nie zakończyło się wraz z wybuchem cysterny, który to miał zakończyć żywot Terminatora. Na szczęście reżyser obstawał przy swoim dzięki czemu finał jest jaki jest - idealny! To samo można powiedzieć o aktorach. Angaż Schwarzeneggera do tytułowej roli to był strzał w dziesiątkę. Arnie bez cienia emocji na twarzy morduje, strzela, przyjmuje kulki w plecy tworząc kreację swego życia i nie musząc zanadto się wysilać jeśli chodzi o warsztat aktorski. Inna sprawa z dwójką protagonistów granych przez Michaela Biehna i Lindę Hamilton. Mieli oni tu więcej do zagrania, sporo linii dialogowych i koniecznym było pokazanie przez nich różnych emocji, z czego nawet tak niezbyt utalentowana aktorka jaką jest Hamilton wyszła obronną ręką. Biehn to oczywiście aktor lepszej klasy, choć bardzo niedoceniany, za co komuś w Hollywood należą się baty.
Bez wątpienia Terminator jest filmem, który po prostu trzeba znać. Mimo tego, że efekty specjalne mocno się zestarzały to nie wyobrażam sobie, by ktoś czynił z tego zarzut. Wszak mamy do czynienia z filmem z lat 80-ych i jak na tamte czasy wypada on pod tym względem wyśmienicie. Najważniejsze, że historię tę ogląda się na jednym wdechu, nie bacząc zanadto na jej prostotę, skoro dostarcza tak pierwszorzędnej i trzymającej w napięciu rozrywki. Od tej pory cyborgi zaczęły pojawiać się coraz częściej w produkcjach klasy od B do Z, z których najbardziej znane to Robocop Paula Verhoevena, Cyborg Alberta Pyuna z Van Dammem w roli głównej i w końcu Klasa 1999 Marka L. Lestera. Nikt się jednak nie spodziewał jakie szaleństwo rozpęta pojawienie się w kinach sequela Terminatora, który to wprowadził cyborgomanię na całkiem nowy poziom.
Nie da się ukryć, że Terminator to dobrze skrojone kino klasy B, ale te z najwyższej półki. Cameron już na wstępie wprowadza widza w odpowiedni nastrój niepokojąc kolejnymi scenami, które początkowo wydają się nie mieć żadnego sensu nabierając go dopiero w momencie, gdy drogi trójki bohaterów skrzyżują się w nocnym klubie. Film zaczyna się od króciutkiej sceny obrazującej nieokreśloną przyszłość, w której gatunek ludzki jest na wymarciu, a światem rządzą maszyny. Z krótkiego tekstu wprowadzającego dowiadujemy się, że decydująca bitwa pomiędzy obiema stronami konfliktu rozegra się nie w przyszłości, a teraźniejszości. Tak też po napisach początkowych objawia się nam tytułowy bohater filmu, który nagusienki, w blasku wyładowań elektrycznych, zjawia się znikąd na jednej z ulic Los Angeles. W brutalny sposób przywłaszcza ubrania należące do członka jednego z gangów, w sklepie z bronią zaopatruje się w pokaźny arsenał zabijając przy okazji jego właściciela, a następnie wyrusza w miasto szukając kobiet zwących się Sarah Connor. Jedna z nich prowadzi dość nudne życie zarabiając jako kelnerka i próżno szukając dla siebie odpowiedniego mężczyzny. Gdy dobiega ją wieść o zabójstwie kobiety nazywającej się tak samo jak ona, Sarah uznaje to jedynie za dziwny zbieg okoliczności. Jednak tego samego wieczoru dowiaduje się, że zastrzelona została druga Sarah Connor i jeśli morderca działa zgodnie z jakimś planem, to ona może być jego następną ofiarą. Zauważa też, że jest śledzona przez obskurnie wyglądającego mężczyznę, którego uznaje za potencjalne zagrożenie. Jeszcze nie wie, że ten przybył z przyszłości nie po to by ją zabić, ale chronić jej życie za wszelką cenę.
Terminator nie rozpieszcza nas jeśli chodzi zawirowania fabuły prezentując bardzo prostą rozrywkę sprowadzającą się praktycznie do motywu pogoni i ucieczki. Bardzo emocjonującego, warto dodać, bo przysłany z przyszłości cyborg to bezwzględna maszyna do zabijania, która z pełną determinacją wypełnia swą misję nie bacząc na nic i nikogo. Sarah Connor i jej stróż Kyle Reese wydają się być w tym miejscu na straconej pozycji. Tym bardziej, że sama kobieta z początku miast mu przyzwolić na ochronę swego życia traktuje go jak wariata bredzącego trzy po trzy o jakiejś wojnie między ludźmi i maszynami, podróżach w czasie i Terminatorze. W sumie trudno się jej nie dziwić, gdyż takie historie to tylko w kinie science-fiction, a nie w prawdziwym życiu. Jej nastawienie do Reese'a i całej tej porąbanej sytuacji zmienia się, gdy posterunek policji, do którego została przewieziona wraz ze swym obrońcą, zostaje rozniesiony w pył przez bezlitosnego cyborga. Tylko dzięki Kyle'owi udaje się jej kolejny raz przeżyć, ale tylko kwestią czasu jest kiedy znów będzie walczyć o swe życie. Trzeba bowiem zaznaczyć, że Terminator obdarzony jest pewnymi zdolnościami, które pomogą mu w wytropieniu swego celu i to nie bez udziału kolejnych ofiar.
Po reżyserze horroru Pirania 2: Latający mordercy chyba nikt się nie spodziewał tak spójnego i trzymającego w napięciu filmu, który dzięki prostym acz widowiskowym zabiegom inscenizacyjnym dostarcza widzowi porządnej dawki adrenaliny. W Terminatorze spotykają się groza, postapokaliptyczne science-fiction, kino akcji, a nawet romans. Przyznam, że ten ostatni element nie bardzo tu zagrał, bo w pewnym momencie mocno spowalnia tempo filmu, acz okazał się być niezbędnym elementem fabuły, bez którego cała historia nie miałaby najmniejszego sensu. I jeżeli już przy tym jesteśmy, to po każdym seansie filmu uruchamia mi się burza w mózgu próbująca wyjaśnić zawiłości podróży w czasie i jej paradoksy. Jak bym nie próbował ująć tego tematu to i tak zostaję z kilkoma teoriami, z których trudno mi wybrać tę właściwą. Pomimo tej komplikacji cała historia trzyma się jednak kupy, a jej rozkładanie na czynniki pierwsze to działanie wielce niepotrzebne, acz nieuniknione.
Niekwestionowaną gwiazdą Terminatora jest tytułowy antagonista, który powstał przy udziale nie tylko wcielającego się w tę rolę Schwarzeneggera ale i samego Stana Winstona odpowiedzialnego za wygląd cyborga w scenach, gdy ten ulega stopniowemu zniszczeniu. W finale oglądamy już pozbawiony aparycji Arniego szkielet, który wprowadza do filmu jeszcze większą dawkę grozy czyniąc ostateczną rozgrywkę pomiędzy trójką postaci jedną z najbardziej ikonicznych potyczek w historii kina. I pomyśleć, że Cameron musiał walczyć z producentami o to, by jego dzieło nie zakończyło się wraz z wybuchem cysterny, który to miał zakończyć żywot Terminatora. Na szczęście reżyser obstawał przy swoim dzięki czemu finał jest jaki jest - idealny! To samo można powiedzieć o aktorach. Angaż Schwarzeneggera do tytułowej roli to był strzał w dziesiątkę. Arnie bez cienia emocji na twarzy morduje, strzela, przyjmuje kulki w plecy tworząc kreację swego życia i nie musząc zanadto się wysilać jeśli chodzi o warsztat aktorski. Inna sprawa z dwójką protagonistów granych przez Michaela Biehna i Lindę Hamilton. Mieli oni tu więcej do zagrania, sporo linii dialogowych i koniecznym było pokazanie przez nich różnych emocji, z czego nawet tak niezbyt utalentowana aktorka jaką jest Hamilton wyszła obronną ręką. Biehn to oczywiście aktor lepszej klasy, choć bardzo niedoceniany, za co komuś w Hollywood należą się baty.
Bez wątpienia Terminator jest filmem, który po prostu trzeba znać. Mimo tego, że efekty specjalne mocno się zestarzały to nie wyobrażam sobie, by ktoś czynił z tego zarzut. Wszak mamy do czynienia z filmem z lat 80-ych i jak na tamte czasy wypada on pod tym względem wyśmienicie. Najważniejsze, że historię tę ogląda się na jednym wdechu, nie bacząc zanadto na jej prostotę, skoro dostarcza tak pierwszorzędnej i trzymającej w napięciu rozrywki. Od tej pory cyborgi zaczęły pojawiać się coraz częściej w produkcjach klasy od B do Z, z których najbardziej znane to Robocop Paula Verhoevena, Cyborg Alberta Pyuna z Van Dammem w roli głównej i w końcu Klasa 1999 Marka L. Lestera. Nikt się jednak nie spodziewał jakie szaleństwo rozpęta pojawienie się w kinach sequela Terminatora, który to wprowadził cyborgomanię na całkiem nowy poziom.
9/10
Mój ulubiony film, nie pamiętam ile razy go widziałem.
OdpowiedzUsuń