reżyseria - James Wan
scenariusz - Leigh Whannell
obsada - Patrick Wilson, Rose Byrne, Ty Simpkins, Lin Shaye, Leigh Whannell, Angus Sampson, Barbara Hershey, Andrew Astor, Corbett Tuck, Ruben Pla, John Henry Binder, J. LaRose
kraj produkcji - USA / Kanada
światowa premiera - 14 września 2010
premiera w Polsce - 22 lipca 2011 (kino)
źródło - dvd, blu-ray (Vision, PL)
Josh i Renai wraz z trójką dzieci wprowadzają się do nowego domu, w którym zaczynają mieć miejsce dziwne zjawiska. Pewnego wieczoru najstarszy syn Lambertów ulega z pozoru niegroźnemu wypadkowi spadając ze znajdującej się na strychu drabiny. Następnego ranka nie wybudza się jednak ze snu zapadając w tajemniczą śpiączkę, której przyczyny nie jest stwierdzić żaden z badających go lekarzy. Po dwóch miesiącach, kiedy opiekę nad nieprzytomnych chłopcem przejmują rodzice, znowu zaczyna dochodzić do niecodziennych zjawisk, które z każdym dniem nasilają się coraz bardziej pomimo przeprowadzki Lambertów do domu matki Josha. Czy koszmar ten zdoła przerwać wezwana na pomoc ekipa paranormalnych ekspertów?
James Wan, który wespół ze scenarzystą Leigh Whannellem był odpowiedzialny za sukces filmu Piła, przez pewien czas mógł liczyć na wsparcie wielkich wytwórni. Tym sposobem w 2007 roku miały premierę dwie produkcje sygnowane nazwiskiem reżysera - zrealizowany dla wytwórni Universal horror Martwa cisza i sfinansowany przez Foxa Wyrok śmierci, thriller będący uwspółcześnioną wersją Życzenia śmierci. Budżet obu filmów opiewał na około 20 milionów dolarów, co mocno kontrastowało z milionem zainwestowanym w Piłę, a co niestety nie przełożyło się na adekwatne wyniki finansowe. Postawa obu produkcji w amerykańskim box office (17 mln dla Martwej ciszy i 10 mln dla Wyroku śmierci) mocno rozczarowała włodarzy obu wytwórni, które na pewno liczyły na więcej. Krytycy także kręcili nosem wystawiając nowym filmom Wana przeważnie negatywne oceny. Wydawałoby się, że po tak nieudanym romansie z czołowymi wytwórniami nazwisko Jamesa Wana już nigdy nie zaświeci pełnym blaskiem. Tak się na szczęście nie stało, gdyż reżyser postanowił wrócić do bardziej kameralnego kina, co zresztą wyszło mu na dobre. W 2010 na festiwalu w Toronto miała bowiem miejsce premiera Naznaczonego, horroru, który z miejsca zjednał sobie pozytywne opinie krytyków i pół roku później wprowadzony został do szerokiej dystrybucji zgarniając na całym świecie blisko 100 milionów dolarów.
Sukcesu filmu nie należy upatrywać w oryginalności fabuły. Ta złożona jest przecież z dobrze znanych koneserom gatunku elementów, ale sposób w jaki te zostały weń wtłoczone zasługuje na słowa najwyższej pochwały. Ileż to już razy widzieliśmy szczęśliwą rodzinkę wprowadzającą się do nowego domostwa po to by stwierdzić, że te jest nawiedzone? Z pozoru tak to też wygląda w Naznaczonym. Obecność sił nadprzyrodzonych jest tu akcentowana już od pierwszych minut seansu. Ułożone wcześniej na półce książki Renai znajduje rozrzucone na podłodze, do czego nie przyznaje się żadne z dzieci. Kobieta słyszy też niezidentyfikowane szmery. Kiedy starszy syn Lambertów niespodziewanie zapada w śpiączkę, lekarze bezradnie rozkładają ręce. Po powrocie Daltona do domu zjawiska zaczynają przybierać na sile. Tajemniczy męski głos dobiegający z pokoiku najmłodszej pociechy Lambertów wystrasza biedną kobietę prawie na śmierć, po czym ta nie stwierdza w pomieszczeniu niczyjej obecności. Pojawiają się też złowrogie zjawy, które coraz bardziej ingerują w spokojne życie domowników zamieniając je w piekło. Przeprowadzka do matki Josha, Lorraine, wcale nie pomaga. Wydaje się, że całe zło z poprzedniego miejsca przeniosło się wraz z Lambertami do nowego domu i będzie podążać za nimi gdziekolwiek się udadzą. Okazuje się, że Lorraine wie coś, co by pomogło znaleźć odpowiedź na przyczynę tych dziwnych zjawisk, a co związane jest z wczesnym dzieciństwem Josha. To ona też postanawia skontaktować się ze swą znajomą, która już raz jej kiedyś pomogła, a której wiedza i umiejętności być może pomogą ocalić rodzinę Lambertów przed rozpadem.
Fabuła Naznaczonego, który do tej pory jawił się jako klasyczna ghost story, zmienia się diametralnie wraz z wkroczeniem do akcji trójki ekspertów od zjawisk nadprzyrodzonych. Duszny, ciężki klimat historii ustępuje miejsca scenom wręcz groteskowym. Jedną z najbardziej charakterystycznych jest ta, w której bohaterowie filmu zasiadają do seansu spirytystycznego. Niby nic nadzwyczajnego, ale nie wątpię, że niejednego widza zaskoczy moment, gdy medium chcąc porozumieć się ze światem duchów zakłada na głowę maskę gazową. Groteska jest też obecna podczas podróży astralnej jaką odbywa jeden z bohaterów. Na swej drodze spotyka on dość dziwacznie ucharakteryzowane, zastygłe w teatralnych pozach zjawy, które zaczynają odgrywać scenki ze swej tragicznej przeszłości. W końcu pojawia się też odpowiedzialny za stan Daltona główny zły wyglądający jak typowy diabeł. Czerwona cera, jarzące się ślepia, nogi zakończone kopytami to nieodłączne atrybuty władcy piekieł, który to właśnie Daltona upatrzył sobie na towarzysza do zabawy. To walka z nim będzie główną atrakcją finału, acz muszę przyznać, że nie wszystkim tak diametralna zmiana klimatu może przypasować.
W pierwszej połowie seansu mamy do czynienia przecież z mnóstwem scen, które dosłownie jeżą włos na karku. Efekt ten osiągnięto nie tylko dzięki gwałtownie zrywającym się do grania smyczkom, ale też dzięki umiejętnemu chowaniu w cieniu tego, czego nasze oczy boją się ujrzeć. Przykładem może być opowiadany przez Lorraine sen, w trakcie którego kobieta przechadza się po domu trafiając do pokoju Daltona i stwierdza obecność czającej się w mroku złowrogiej istoty. Najbardziej przerażające momenty zarezerwowane są jednak dla długowłosej zjawy, której każde wejście w kadr może przyprawić co bardziej wrażliwego widza o zawał serca. Gdy przechadzający się nerwowo za oknem mężczyzna nagle pojawia się przed nim, by w końcu wyłonić się tuż przed pobladłą ze strachu Renai, nie możemy się dziwić, że to właśnie wtedy następuje decyzja o przeprowadzce Lambertów. Jedną z bardziej zagadkowych postaci jest za to tajemnicza dama w czerni, która może nie odgrywa tu kluczowej roli, a jej motywy nie są do końca jasne, ale przy każdym jej pojawieniu towarzyszy widzowi wzmożone uczucie niepokoju. Druga część seansu upływa w dużo lżejszym klimacie, momentów strachu jest dużo mniej, a częściej towarzyszy nam zdziwienie na twarzy, gdy raz po raz raczeni jesteśmy coraz to dziwaczniejszymi pomysłami scenarzysty filmu. Dlatego też jednych druga część seansu, a zwłaszcza finał, może z lekka rozczarować, podczas gdy bardziej otwartym na niekonwencjonalnie prowadzoną fabułę widzom, takie ryzykowne zabiegi mogą jak najbardziej przypaść do gustu.
Znakomicie wypadła obsada Naznaczonego. Patrickowi Wilsonowi przypadła rola zarówno sceptyka, tchórza jak i bohatera. Tak zmienia się w trakcie filmu grany przez niego Josh, w pierwszej połowie jakby nieobecny, podczas gdy w finale to on gra główne skrzypce. Rose Byrne bezbłędnie zagrała rolę kobiety będącej na skraju wyczerpania fizycznego i psychicznego, która próbuje różnych sposobów na zakończenie koszmaru jaki dotknął jej rodzinę. Wspaniale wypadła też Barbara Hershey w roli teściowej, jaką każdy chciałby mieć. Na największe uznanie zasługuje jednak Lin Shaye w roli Elise. Postać niezwykle ciepła, ale też często przerażająca w momentach, gdy kontaktuje się z zaświatami. Dobrej grze aktorskiej towarzyszą znakomita, nieraz podnosząca ciśnienie ścieżka dźwiękowa, klimatyczne zdjęcia i takaż, trochę oszczędna scenografia. Nie sposób odmówić też dobrych słów charakteryzatorom odpowiedzialnym za wygląd zjaw i demona. Może nie wszystkim z nich uda się Was przestraszyć, bo też nie każda ma w tym cel, ale te najważniejsze wyglądają naprawdę przerażająco. Przy czym muszę zaznaczyć, że CGI jest tu niemal nieobecne i może razić tylko w jednym momencie, gdy czarci czort podczas pogoni za Daltonem szybko przemyka po jednej ze ścian.
Naznaczony nie jest horrorem idealnym, ale na pewno jednym z lepszych jakie nakręcono w tym wieku. James Wan i Leigh Whannell doskonale znają prawidła rządzące gatunkiem, znają też dobrze klasykę, której nie wstydzą się cytować. Dla wielu widzów Naznaczony jest bowiem niczym więcej niż przystosowaną do oczekiwań współczesnej widowni nową wersją Ducha Tobe'a Hoopera. Nie można przy tym zarzucić im tępego naśladownictwa, gdyż posiadają oni zadziwiającą umiejętność wplatania do swych fabuł zgoła nieprzystających do siebie elementów, które w ogólnym rozrachunku tworzą nową, zadziwiająco dobrą jakość. Możecie lubić kino tworzone przez obu panów lub nie, ale na pewno nie można odmówić im biegłości w tym, co robią. Naznaczony to jeden z najlepszych na to przykładów.
Sukcesu filmu nie należy upatrywać w oryginalności fabuły. Ta złożona jest przecież z dobrze znanych koneserom gatunku elementów, ale sposób w jaki te zostały weń wtłoczone zasługuje na słowa najwyższej pochwały. Ileż to już razy widzieliśmy szczęśliwą rodzinkę wprowadzającą się do nowego domostwa po to by stwierdzić, że te jest nawiedzone? Z pozoru tak to też wygląda w Naznaczonym. Obecność sił nadprzyrodzonych jest tu akcentowana już od pierwszych minut seansu. Ułożone wcześniej na półce książki Renai znajduje rozrzucone na podłodze, do czego nie przyznaje się żadne z dzieci. Kobieta słyszy też niezidentyfikowane szmery. Kiedy starszy syn Lambertów niespodziewanie zapada w śpiączkę, lekarze bezradnie rozkładają ręce. Po powrocie Daltona do domu zjawiska zaczynają przybierać na sile. Tajemniczy męski głos dobiegający z pokoiku najmłodszej pociechy Lambertów wystrasza biedną kobietę prawie na śmierć, po czym ta nie stwierdza w pomieszczeniu niczyjej obecności. Pojawiają się też złowrogie zjawy, które coraz bardziej ingerują w spokojne życie domowników zamieniając je w piekło. Przeprowadzka do matki Josha, Lorraine, wcale nie pomaga. Wydaje się, że całe zło z poprzedniego miejsca przeniosło się wraz z Lambertami do nowego domu i będzie podążać za nimi gdziekolwiek się udadzą. Okazuje się, że Lorraine wie coś, co by pomogło znaleźć odpowiedź na przyczynę tych dziwnych zjawisk, a co związane jest z wczesnym dzieciństwem Josha. To ona też postanawia skontaktować się ze swą znajomą, która już raz jej kiedyś pomogła, a której wiedza i umiejętności być może pomogą ocalić rodzinę Lambertów przed rozpadem.
Fabuła Naznaczonego, który do tej pory jawił się jako klasyczna ghost story, zmienia się diametralnie wraz z wkroczeniem do akcji trójki ekspertów od zjawisk nadprzyrodzonych. Duszny, ciężki klimat historii ustępuje miejsca scenom wręcz groteskowym. Jedną z najbardziej charakterystycznych jest ta, w której bohaterowie filmu zasiadają do seansu spirytystycznego. Niby nic nadzwyczajnego, ale nie wątpię, że niejednego widza zaskoczy moment, gdy medium chcąc porozumieć się ze światem duchów zakłada na głowę maskę gazową. Groteska jest też obecna podczas podróży astralnej jaką odbywa jeden z bohaterów. Na swej drodze spotyka on dość dziwacznie ucharakteryzowane, zastygłe w teatralnych pozach zjawy, które zaczynają odgrywać scenki ze swej tragicznej przeszłości. W końcu pojawia się też odpowiedzialny za stan Daltona główny zły wyglądający jak typowy diabeł. Czerwona cera, jarzące się ślepia, nogi zakończone kopytami to nieodłączne atrybuty władcy piekieł, który to właśnie Daltona upatrzył sobie na towarzysza do zabawy. To walka z nim będzie główną atrakcją finału, acz muszę przyznać, że nie wszystkim tak diametralna zmiana klimatu może przypasować.
W pierwszej połowie seansu mamy do czynienia przecież z mnóstwem scen, które dosłownie jeżą włos na karku. Efekt ten osiągnięto nie tylko dzięki gwałtownie zrywającym się do grania smyczkom, ale też dzięki umiejętnemu chowaniu w cieniu tego, czego nasze oczy boją się ujrzeć. Przykładem może być opowiadany przez Lorraine sen, w trakcie którego kobieta przechadza się po domu trafiając do pokoju Daltona i stwierdza obecność czającej się w mroku złowrogiej istoty. Najbardziej przerażające momenty zarezerwowane są jednak dla długowłosej zjawy, której każde wejście w kadr może przyprawić co bardziej wrażliwego widza o zawał serca. Gdy przechadzający się nerwowo za oknem mężczyzna nagle pojawia się przed nim, by w końcu wyłonić się tuż przed pobladłą ze strachu Renai, nie możemy się dziwić, że to właśnie wtedy następuje decyzja o przeprowadzce Lambertów. Jedną z bardziej zagadkowych postaci jest za to tajemnicza dama w czerni, która może nie odgrywa tu kluczowej roli, a jej motywy nie są do końca jasne, ale przy każdym jej pojawieniu towarzyszy widzowi wzmożone uczucie niepokoju. Druga część seansu upływa w dużo lżejszym klimacie, momentów strachu jest dużo mniej, a częściej towarzyszy nam zdziwienie na twarzy, gdy raz po raz raczeni jesteśmy coraz to dziwaczniejszymi pomysłami scenarzysty filmu. Dlatego też jednych druga część seansu, a zwłaszcza finał, może z lekka rozczarować, podczas gdy bardziej otwartym na niekonwencjonalnie prowadzoną fabułę widzom, takie ryzykowne zabiegi mogą jak najbardziej przypaść do gustu.
Znakomicie wypadła obsada Naznaczonego. Patrickowi Wilsonowi przypadła rola zarówno sceptyka, tchórza jak i bohatera. Tak zmienia się w trakcie filmu grany przez niego Josh, w pierwszej połowie jakby nieobecny, podczas gdy w finale to on gra główne skrzypce. Rose Byrne bezbłędnie zagrała rolę kobiety będącej na skraju wyczerpania fizycznego i psychicznego, która próbuje różnych sposobów na zakończenie koszmaru jaki dotknął jej rodzinę. Wspaniale wypadła też Barbara Hershey w roli teściowej, jaką każdy chciałby mieć. Na największe uznanie zasługuje jednak Lin Shaye w roli Elise. Postać niezwykle ciepła, ale też często przerażająca w momentach, gdy kontaktuje się z zaświatami. Dobrej grze aktorskiej towarzyszą znakomita, nieraz podnosząca ciśnienie ścieżka dźwiękowa, klimatyczne zdjęcia i takaż, trochę oszczędna scenografia. Nie sposób odmówić też dobrych słów charakteryzatorom odpowiedzialnym za wygląd zjaw i demona. Może nie wszystkim z nich uda się Was przestraszyć, bo też nie każda ma w tym cel, ale te najważniejsze wyglądają naprawdę przerażająco. Przy czym muszę zaznaczyć, że CGI jest tu niemal nieobecne i może razić tylko w jednym momencie, gdy czarci czort podczas pogoni za Daltonem szybko przemyka po jednej ze ścian.
Naznaczony nie jest horrorem idealnym, ale na pewno jednym z lepszych jakie nakręcono w tym wieku. James Wan i Leigh Whannell doskonale znają prawidła rządzące gatunkiem, znają też dobrze klasykę, której nie wstydzą się cytować. Dla wielu widzów Naznaczony jest bowiem niczym więcej niż przystosowaną do oczekiwań współczesnej widowni nową wersją Ducha Tobe'a Hoopera. Nie można przy tym zarzucić im tępego naśladownictwa, gdyż posiadają oni zadziwiającą umiejętność wplatania do swych fabuł zgoła nieprzystających do siebie elementów, które w ogólnym rozrachunku tworzą nową, zadziwiająco dobrą jakość. Możecie lubić kino tworzone przez obu panów lub nie, ale na pewno nie można odmówić im biegłości w tym, co robią. Naznaczony to jeden z najlepszych na to przykładów.
8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz